Wesprzyj fundację
0
0

Z więziennej celi do życiowej przemiany

Z więziennej celi do życiowej przemiany

Z więziennej celi do życiowej przemiany

Jego wizyty, szczególnie w zakładach przeznaczonych dla młodzieży, mają na celu pomaganie tym, którzy pragną odmienić swoje życie. Spotkania z Grzegorzem Czerwickim są inspirujące i poruszające, a jego postawa i chęć pomocy innym stanowi dobry wzór do naśladowania.

Nadzieja to najważniejsze przesłanie

Grzegorz Czerwicki regularnie przyjeżdża do Eko-Okien, aby dzielić się doświadczeniami ze swojego życia. Za każdym razem podkreśla, jak ważna jest dla niego nadzieja i przekonuje, że zawsze coś może się w życiu udać. Dzieli się swoimi przeżyciami, a najchętniej odwiedza zakłady karne, szczególnie te przeznaczone dla młodzieży. Sam spędził 12 lat w więzieniu. Pomimo uzależnienia od narkotyków i przemocy, za które był skazany, podkreśla, że jego największym uzależnieniem „było jednak zbyt wielkie poleganie na opinii innych”, przez co, jak sam dodaje, pakował się w kłopoty. W trakcie spotkania Pan Grzegorz pokazał krótki film, w którym opowiadał o swojej pracy z młodzieżą w zakładach poprawczych. Podkreślał, jak ważne jest przywiązanie uwagi do tych młodych ludzi, którzy zdają sobie sprawę ze swoich błędów i pragną zmienić swoje życie na lepsze. Film poruszał także temat książki napisanej przez niego wraz z żoną Renatą Czerwicką. 


To książka, która naprawdę niesie niesamowitą nadzieję. Zatytułowaliśmy ją „Nie jesteś skazany” i opowiada o tym, co zrobić, aby wyjść z więzienia psychicznego, fizycznego i duchowego – mówi Grzegorz Czerwicki.



Akceptacja kolejnej części siebie 

Grzegorz zaakcentował, jak ważna w jego życiu okazała się wiara. – Jestem osobą wierzącą, nawróciłem się w więzieniu. Samo Słowo Boże mnie nawróciło… Kiedyś nie było w moim życiu nadziei, ale otworzyłem Pismo Święte i zobaczyłem, że tam jest żywy Bóg, który zaprasza mnie, Grzegorza Czerwickiego, do współpracy, do tego, żebym zaczął żyć… – przekonuje. 

Nienawiść do ojca i walka z uzależnieniem

Wszystko zaczęło się właśnie w domu rodzinnym, gdzie mój tata nadużywał alkoholu, mało tego, nie mieszkał nigdy z nami. Pamiętam sytuację, kiedy pewnego razu przyszedł do nas i wypalił do mnie, żebym skoczył po browara. Miałem wtedy 9 lat i pamiętam, że wielokrotnie po tego browara „latałem” do sklepu. Ale tamtego razu bardzo nie chciało mi się iść. Tata nie przyjął mojej odmowy i szybko wywiązała się między nami kłótnia… On długo nie myślał, wstał, podszedł do mnie, rzucił na łóżko i przyłożył mi poduszkę do twarzy próbując mnie udusić – ciągnie swoją opowieść Grzegorz. Jak twierdzi, tak narodziła się jego nienawiść do ojca i wszystkich, którzy zwracali na niego uwagę. Tę nienawiść zaczął, jak podaje, „zrzucać na osiedle”. W taki sposób zszedł na złą drogę. Krótko po tym zaczęły się jego problemy z alkoholem i narkotykami. 


Nienawiść Grzegorza do własnego ojca była tak wielka, że jak mówi, nie poszedł nawet na jego pogrzeb. W wieku 18 lat trafił pierwszy raz do zakładu karnego i wtedy dopiero poczuł, jak bardzo jest samotny. Po jego „kolegach z osiedla”, którzy tak chętnie poklepywali go plecach i zapewniali, że nic złego nie może się stać, nic nie zostało. W więzieniu był katowany, bity i poniżany, co przełożyło się na głęboką depresję. Jednak mimo tak beznadziejnej sytuacji, jak mówi, nadzieja pojawiła się trzy razy. 


Pamiętam, jak przyjechała do mnie na widzenie do więzienia mama z małą siostrą, która miała wtedy 3 lata. Ona nie widziała krat, nie patrzyła na mnie jak na bandytę, który chciał kogoś zabić, widziała tylko swojego brata… – mówi Grzegorz. 


Wkrótce po tym siostra Grzegorza trafiła do domu dziecka. – Kiedy wyszedłem na wolność i zobaczyłem, jak mieszka moja mama, byłem załamany. Jak bardzo byłem wtedy na nią zły… Szedłem do niej z ogromną nienawiścią za to, że siostra trafiła do domu dziecka, ale nagle mi przeszło. Mama wyglądała na 80 lat, mimo że miała ledwo ponad 40. Przeraziłem się tego widoku, a moją ucieczką stały się narkotyki – mówi.

Nawrócenie i odnalezienie Boga

Podczas drugiej odsiadki w więzieniu Grzegorz zrozumiał, że potrzebuje przyjaciela, kogoś z kim będzie mógł rozmawiać i dzielić się swoimi problemami. Tam też poznał pewnego człowieka, ateistę, z którym odbył ważną dla siebie rozmowę. – Ten gość, który był ateistą, w pewnym momencie do mnie mówi: „Ty, Grzesiek, wiesz co? Jest taka książka, którą przeczytałem już 3 razy i jest w niej coś, czego szukasz. To książka historyczna. Mam na myśli Biblię” – wspomina Pan Grzegorz. 


Z początku Grzegorz wyśmiał propozycję znajomego. Po kilku dniach namysłu postanowił jednak nabyć Pismo Święte, jak to określił, za dwa szlugi. – To był ten etap, że się tego wstydziłem. Poszedłem na łóżko, zasłoniłem się kocem i zacząłem czytać. Trafiłem na historię o Adamie i Ewie, następnie przypowieść o Kainie i Ablu i doszło do mnie, że przecież to jest moje życie, ja to mam na co dzień, nic w tym niezwykłego – opowiada. 


Dopiero po kolejnej rozmowie ze znajomym zrozumiał, że prawdziwą naukę będzie w stanie znaleźć w Nowym Testamencie, wtedy też, jak przyznał, zaczął budować jakąkolwiek relację z Jezusem. Prawdziwa zmiana nastąpiła jednak, gdy trafił na przypowieść o uzdrowieniu paralityka. Czytając ją uświadomił sobie, że to właśnie on jest owym paralitykiem i schorowanym człowiekiem, który potrzebuje uzdrowienia. Kolejny okres pobytu w więzieniu Grzegorz spędził na dalszym studiowaniu Biblii i modlitwie. Jak dodaje, udało mu się nawet założyć „coś w rodzaju więziennego kółka różańcowego”.

Nowe życie po wyjściu z więzienia

Dalsza część historii opowiadanej przez Grzegorza podczas spotkania obejmuje jego życie po wyjściu z więzienia. Opisał swoją drogę od pracy w zakładzie ogrodniczym przez pracę w restauracji na stanowisku kelnera aż do momentu zostania przedstawicielem handlowym w znanym wydawnictwie. Prawdziwym punktem zwrotnym w życiu Grzegorza było poznanie wyjątkowej dla niego kobiety,  obecnie żony, przy której boku chciał spędzić resztę życia. – Wchodziłem w coś, co było moim wielkim marzeniem, czyli w związek z Renią. Po półtorej roku oświadczyłem się, nadrobiłem szkołę, napisałem maturę, zdałem egzamin na prawo jazdy, cały czas się szkoliłem, planowałem nawet studia… – opisuje Grzegorz. – Teraz każdego dnia uczę się, co to znaczy być mężem, być facetem, który jest odpowiedzialny w związku – dodaje. 


Grzegorz na zakończenie opowieści o swoich doświadczeniach podkreślił, jak ważne były dwa wydarzenia. Mowa o publikacji książki, którą, jak przyznaje, głównie napisała jego żona oraz misji, którą realizuje poprzez odwiedzanie zakładów karnych i rozmowy z osadzonymi. Grzegorz ujawnił także przyszłe plany na wykonywanie podobnych misji w całej Europie – Byłem na Słowacji. Mam zamiar jechać do Niemiec i Czech, żeby tak samo dzielić się tą nadzieją. Wszędzie powtarzam, że nie wciskam nikomu Pana Boga. Jak chcesz to wierzysz, jak nie chcesz to nie wierzysz. Ja wierzę. Mi to pomaga. Mam przyjaciela i on jest ze mną. Zobacz tylko, czy żyjesz tak, jak chcesz, czy musisz walczyć każdego dnia o przetrwanie. Ja tak walczyłem i w końcu się tym zmęczyłem – oznajmia. – Najważniejsze, czego uczę się od Boga, to że On nikomu się nie wciskał na siłę. Po prostu był i kto chciał to się na Niego otwierał – dodaje Grzegorz.

Cudowne spotkanie z siostrą

Prawdziwy cud w życiu Grzegorza, kolejny już, wydarzył się podczas odwiedzin w pewnej szkole. Po standardowym spotkaniu i dyskusji z uczniami, stało się coś, w co trudno uwierzyć. – Po spotkaniu podeszła do mnie szkolna pedagog z twierdzeniem, że jest pewna dziewczyna, która chciałaby ze mną porozmawiać. Na początku się przestraszyłem, ale coś w sercu powiedziało mi, żebym poszedł i z nią porozmawiał. Wszedłem do pomieszczenia, w którym siedziała 18-letnia dziewczyna, przedstawiła się jako Kasia. Podziękowała mi za odwiedzenie szkoły i jednocześnie życzyła powodzenia w odnalezieniu siostry. Powiedziałem jej wtedy, że moja siostra miała na imię Agnieszka i urodziła się w 2001 roku – mówi Grzegorz.  Wtedy dziewczyna zaniosła się płaczem i przyznała, że kiedyś miała na imię Agnieszka i urodziła się właśnie w 2001 roku. – O mało nie spadłem z krzesła, kiedy to usłyszałem. Powiedziałem do niej: „Masz tutaj moje dane, ja muszę iść na kolejne spotkanie, ale sprawdź te dane w domu, na pewno masz książeczkę zdrowia, sprawdź te dane i od razu do mnie zadzwoń” – opowiada. Po spotkaniu sprawdził komórkę, a tam trzy nieodebrane połączenia, natychmiast zadzwonił i usłyszał słowa: „Panie Grzegorzu, nie uwierzy pan, ale jest pan moim bratem”. – Szukałem jej piętnaście lat. Przypadek..? – pyta Grzegorz. – Ostatni raz widziałem ją, jak miała 3 lata. Dwa miesiące przed tym spotkaniem pojechałem na adorację i modliłem się o odnalezienie siostry. Dwa miesiące później spotkałem Kasię… – tłumaczy.

Wewnętrzna siła w obliczu tragedii

Na zakończenie Grzegorz wspomniał, jak poradził sobie w sytuacji, w której niejeden człowiek zwątpiłby we wszystko. – Pamiętam taką sytuację, pracowałem wtedy jako kelner i staraliśmy się z Renią o dziecko. Dostałem od niej telefon, żebym szybko przyjechał do domu, bo dzieje się coś niedobrego, że chyba poroniła. Doznałem wtedy niesamowitego przypływu emocji, ale cały czas trzymałem się jasno Pana Boga. Kiedy usiadłem za kierownicą samochodu, nagle w głowie usłyszałem głos obwiniający Go. Po powrocie do domu zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem wtedy zrobić. Przytuliłem żonę najmocniej, jak mogłem… – zakończył Pan Grzegorz. 

Inspirujący przykład dla innych

Historia Grzegorza Czerwickiego jest pełna trudnych wyborów, ciężkich doświadczeń i niesamowitej odwagi, która pozwoliła mu odnaleźć się w mroku własnej przeszłości. Jego przykład pokazuje, że nawet najcięższe życiowe opresje i błędy mogą zostać przezwyciężone, gdy tylko pojawi się iskra nadziei i wsparcia. Grzegorz to żywy dowód na to, że zmiana jest możliwa, a nadzieja może przynieść przełom w życiu każdego z nas. Jego determinacja, wiara w siebie i w Boga, a także pasja dzielenia się swoimi przeżyciami z innymi, nie tylko odmieniły jego własne życie, ale również wielu innych ludzi.