Wesprzyj fundację
0
0

WspółuzależniONE

WspółuzależniONE

WspółuzależniONE

- Po każdej awanturze albo wytrzeźwieniu z któregoś z rzędu ciągu alkoholowego, mój mąż obiecywał, że to już ostatni raz - wspomina Iga. - Gdy wytrzeźwiał, a nie było mnie w domu,  kładł na stole zeszyt, w którym miał zapisane wszystkie namiary ośrodka leczenia uzależnień i AA (grupy Anonimowych Alkoholików). Otwierał go na właściwej stronie, tak bym je widziała i mu uwierzyła. Ku mojemu zdumieniu za którymś razem się tam wybrał. Gdy wrócił, powiedział mi, że oboje musimy się leczyć, że ja jestem osobą współuzależnioną. Tak mu powiedziano w poradni. I co ? Odpowiedziałam mu, że oszalał. Że oni w tej przychodni też zwariowali. To było 20 lat temu. Przez kolejne 15 pił dalej. W takim klimacie wyrastały moje dzieci. Bo - jak mi się wówczas zdawało - w tej przychodni powariowali.

Współuzależnienie to problem kilku milionów Polaków. W zdecydowanej większości - kobiet.



Miłość do siebie


- Bardzo pragnęłam go ratować - pisze Ewa na jednym z forów dla współuzależnionych. Zajrzałam na forum w oczekiwaniu na terapię, gdy nie miałam już chęci do życia. Tak bardzo nie rozumiałam co znaczy "zająć się sobą, zająć się dziećmi". Czytałam niekiedy zdania, które wcale mi nie pasowały... No przecież inni powinni się użalać nade mną, "ojojać" mnie. Żyłam w przekonaniu, że gdy alkohol wyjdzie z mojego domu, nastanie sielanka: żyli długo i szczęśliwie. Po rozpoczęciu terapii, po każdym spotkaniu czułam, że coś mi się układa, ale dalej nie rozumiałam, co. Byłam jak zbity pies. Zderzenie nastąpiło, gdy dowiedziałam się, że jestem odpowiedzialna za swoje życie i wszystko co robię, to są moje wybory i decyzje, a nie dlatego, że ktoś mnie do nich zmusił. Ja nie muszę siedzieć w "sosie" ofiary, potęgować swoich krzywd. Byłam traktowana tak, jak pozwoliłam sobie, by inni mnie traktowali. Wyłączenie wewnętrznego krytyka, stawianie granic były początkowo domkiem z kart. Aż zaczęłam dojrzewać i uczyć się stawiać solidne konstrukcje. Było to trudne. Niesamowicie trudne, bo byłam w ciąży i ci, których to dotykało uznawali, że "buzują mi hormony". Tym oto sposobem zrezygnowałam z wielu znajomości, ale poznałam innych ludzi. Praca nad wybaczeniem sprawiała mi trudności. Bo kręciłam się wkoło. Niby chciałam, ale jak żyć bez urazy. To oznaczałoby wyjście z "sosiku".

Da się.. przyszedł i taki dzień kiedy wybaczyłam rodzicom i podziękowałam, że dali mi zycie. Wybaczylam mężowi. I podziękowałam za dzieci. Poczułam miłość. Do siebie.



WspółuzależniONA


"Współuzależnienie – utrwalona forma funkcjonowania w długotrwałej, trudnej i niszczącej sytuacji związanej z patologicznymi zachowaniami uzależnionego partnera, ograniczająca w sposób istotny swobodę wyboru postępowania, prowadząca do pogorszenia własnego stanu i utrudniająca zmianę własnego położenia na lepsze." (Za: Wikipedia).

Innymi słowy, wieloletnia koegzystencja z osobą uzależnioną od alkoholu, narkotyków, hazardu, czy innych substancji/zachowań oraz przystosowanie się współmałżonka (np. żony) do tej trudnej sytuacji -  poprzez uruchomienie i utrwalanie niekorzystnych dla  siebie reakcji i postaw - nazywamy współuzależnieniem. Do jego rozwinięcia niezbędne jest życie w relacji z osobą uzależnioną. Syndrom ten dotyczy osób pozostających w relacji partnerskiej (np. żon alkoholików), nie dotyczy on dzieci, choć także one ponoszą emocjonalne skutki picia ojca; stanowi to odrębny problem psychologiczny. Współuzależnienie dotyczy częściej kobiet niż mężczyzn.  To właśnie one z dużo większą łatwością angażują się w relację z  alkoholikiem, narkomanem, hazardzistą czy seksoholikiem. 



Ratowniczki


- Kiedy wracał do domu pijany i zasypiał w brudnych ubraniach na łóżku, przebierałam go - relacjonuje Sandra. - Nie zapomnę nigdy, jak za którymś razem runął na podłogę w korytarzu jak tylko przekroczył próg mieszkania. Zbierałyśmy go z tej podłogi z moją 12-letnią wówczas córką, ciągnęłyśmy do sypialni 80-kilogramowego cuchnącego chłopa. Dziś wiem, że powinnam była go tam zostawić, że nie powinnam była angażować do tego córki.


- Wyspecjalizowałam się w kryciu Grześka - wyznaje Żaneta. - Gdy był tak skacowany, że nie był w stanie iść do pracy, odbierałam telefony od jego szefowej i mówiłam, że ma 39 stopni gorączki i jest tak słaby, że nie może rozmawiać, i że nie przyjdzie dziś do pracy.  Gdy tych "gorączek" zaczęło przybywać w czasie, szefowa się zorientowała i go zwolniła. Co zrobiłam ? Najpierw straszyłam ją sądem pracy, a potem.... sama zaczęłam mu szukać nowej. Stworzyłam mu na własne życzenie tak miękkie lądowanie na każdą tego typu okoliczność, że nie miał najmniejszych szans, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie. 


- Stałam się nadkontrolerem - opowiada Krystyna, żona hazardzisty. - Odcięłam go całkowicie od pieniędzy bo myślałam, że jak nie będzie ich miał, to nie będzie miał jak grać na automatach. Po jakimś czasie zaczął brać "Chwilówki", w domu nachodzili mnie jacyś nieznani ludzie z żądaniem zwrotu pieniędzy, które od nich pożyczał. Żyłam w ciągłym napięciu, stresie nie do opisania. Zaczęłam podupadać na zdrowiu i kompletnie nie widziałam wyjścia z sytuacji.


Objawy współuzależnienia wiążą się z przejmowaniem kontroli nad zachowaniem i życiem osoby uzależnionej. Należą do nich:

- Wspieranie, opieka i wyręczanie. Wykonywanie obowiązków domowych, dbanie o stan zdrowia, czy relacje uzależnionego z jego otoczeniem.

- Kontrolowanie picia/hazardu poprzez wylewanie butelek z alkoholem, kontrolę wydatków uzależnionego, kontrolowanie jego znajomości poprzez przeszukiwanie jego rzeczy osobistych, czytanie smsów lub maili.

- Ukrywanie nałogu przed światem zewnętrznym lub usprawiedliwianie i tłumaczenie zachowań i sytuacji, jakich dopuścił się uzależniony.

- Tolerancja dla nałogu oraz jego skutków w postaci destrukcyjnych zachowań.

- Nadodpowiedzialność - ponoszenie konsekwencji nałogu przez osobę współuzależnioną, która spłaca długi zaciągnięte przez np. męża - alkoholika, branie na siebie innych jego zobowiązań, także zawodowych.

- Rezygnacja z własnych potrzeb i możliwości rozwoju. Nałóg staje się centrum życia osoby współuzależnionej, skutkiem czego jej plany, potrzeby przestają być istotne i nie jest możliwa ich realizacja.

Te opisane strategie zaradcze, choć służą temu, by na bieżąco poradzić sobie ze stresującą sytuacją,  na dłuższą metę przyczyniają się  do nasilenia się problemu. Nie spowodują one, że osoba uzależniona uzna, iż jest chora i musi podjęć leczenie. U osoby współuzależnionej będą powodować pogorszenie stanu zdrowia psychicznego i fizycznego oraz dezorganizować jej codzienne funkcjonowanie. 



Dobry... Zły...


- Na samym początku, gdy zawitałam na forum, słowa jakie otrzymywałam od uzależnionych i współuzależnionych nie zawsze były takie jakich chciałam - przyznaje Mirabelka. - "Zionęłam" wtedy nienawiścią do swojego eksa, wszystkich uzależnionych pakowałam więc do jednego wora, bo oni są z tej drugiej strony barykady. Dlaczego tak się działo? Ano dlatego, bo pokazywali mi moje błędy, stanie w miejscu i nakręcanie się na alkoholika, a przecież ja chcąc zdrowieć miałam się "odkręcić" od niego a "zakręcić" na sobie! To było tak banalne a zarazem tak trudne.


- Jestem wdzięczna za swoją historię życia - pisze Wera - Chociaż jeszcze parę lat temu byłoby to dla mnie kompletnie nie do pomyślenia. Od kilkunastu lat świat był dla mnie zero-jedynkowy i to jest coś, o czym chciałam napisać. Ten, który pije - jest zły, ten co nie pije - jest dobry. Przyjmę takie rozgraniczenie na dobro i zło, chociaż zaznaczam, że jest ono bardzo umowne, potraktujcie je więc intuicyjnie. Istniały dla mnie tylko dwa obozy: absolutne dobro i absolutne zło. Alkoholizm utożsamiałam z racji doświadczeń i choroby taty jako zło najbardziej absolutne. Po terapii widzę to inaczej. Mój mąż robił rzeczy straszne, złe, podłe i okrutne - ale ja też je robiłam. Czy to oznacza, że jesteśmy źli ? Ktoś mądry powiedział mi kiedyś "o złu świadczy brak refleksji względem tego co się zrobiło". Dla mnie prawdziwie podły, zły człowiek to ten, który mając narzędzia i wiedzę - nie chcę podjąć się refleksji nad swoimi czynami, do końca swoich dni wypiera je za wszelką cenę. To, że popełnił błąd, zawalił, brak w nim refleksji, że to MOJE czyny skrzywdziły/zraniły, jest zatwardziały. Dziś ten podział zły alkoholik vs dobry - trzeźwy już dla mnie nie istnieje. Zrozumiałam, że te dwa "obozy", są tak płynne, że jakiekolwiek takie rozgraniczanie nie ma sensu, a wręcz jest szkodliwe. Dziś ważne dla mnie jest tylko to, co ktoś nosi w sercu. Czy prawdę, czy kłamstwo. Czy szczerość i rozliczenie - czy zaprzeczenie i ucieczkę. Czy miłość, czy nienawiść.


Wszystko jest możliwe



Jedynym sprawdzonym sposobem walki z problemem uzależnienia i współuzależnienia jest specjalistyczna terapia. Organizują ją w ramach finansowania przez NFZ lub prywatnie ośrodki leczenia uzależnień. Najlepsze efekty - zdaniem specjalistów - to połączenie psychoterapii indywidualnej z terapią grupową (grup Al-Anon dla osób współuzależnionych oraz AA, NA czy AH - grup dla Anonimowych Alkoholików, Narkomanów, Hazardzistów). Pomoc można uzyskać także w Centrach Interwencji Kryzysowej oraz instytucjach państwowych typu PARPA. Więcej na: www.parpa.pl


Skutkami niepodjęcia terapii mogą być różnego rodzaju zaburzenia emocjonalne, depresja, nerwice, zaburzenia psychosomatyczne czy choroby autoimmunologiczne, których źródłem może być przewlekły stres. Niezwykle ważną z punktu widzenia dzieci wychowujących się w rodzinie, gdzie mamy do czynienia z nałogiem, konsekwencją, będzie wysokie prawdopodobieństwo odtworzenia przez dorosłe już dziecko wzorca małżeństwa rodziców.


- Na terapii usłyszałam, że ja nie muszę nikomu nic wybaczać - wyznaje Mirabelka na forum dla współuzależnionych. - Nie ma obowiązku wybaczenia. Odpuszczenia win. I wtedy powiedziałam sobie:  ale ja chcę wybaczyć.  Ja tego potrzebuję - nie robię tego dla taty, dla ex-męża... Robię to dla siebie. Jestem osobą nikłej i raczej wątłej wiary, ale wybaczenie było i jest dla mnie wartością oczyszczającą. Nie chcę dłużej nosić w sercu zadry, która jątrzyłaby się cały czas bardziej i bardziej.


- Dziś, kiedy już wszelakie złe emocje odeszły, swoje błędy uznałam i przepracowałam, wybaczyłam, zupełnie inaczej patrzę na innych ludzi - pisze Wera. - Każdy ma swoją historię i szanuję każdego, kto pracuje nad sobą, robi coś poza użalaniem się nad sobą. Dużo się uczę, dużo zabieram dla siebie choćby z naszych forumowych spotkań, czy od trzeźwych przyjaciół. Zauważam wiele podobieństw w naszych schematach chorób, wiele mogę wziąć dla siebie, ale musiałam nauczyć się słuchać...


- Żałuję, że te 20 lat temu, sama nie udałam się pod adres w zeszycie, który tak ostentacyjnie mój małżonek kładł mi na stole po wytrzeźwieniu - reflektuje się Iga. - Dopiero teraz wiem, że zmianę na lepsze zaczyna się od siebie. To ja powinnam była trafić na terapię dla współuzależnionych jako pierwsza. Zabrakło mi pokory. Żałuję, bo może gdybym ją wtedy miała, to nie zmarnowalibyśmy tych 15 lat, może moje dzieci miałyby lepsze dzieciństwo. Pomyliły mi się odpowiedzialności. Dziś wiem, że odpowiedzialnością nie było opróżnianie jego butelek. Byłoby nią pójście na terapię i zatrzymanie tego nieszczęścia. Moje dzieci są już dorosłe. Boję się momentu, gdy rozliczą mnie z mojej ówczesnej pychy. I z zaniechania...