Na ten wyjątkowy okres, niektórzy z nas czekają przez cały rok. Adwent - pełen radości i nadziei czas oczekiwania na narodziny Pana Jezusa - w szczególny sposób przeżywają dzieci i rodziny. Ciemne poranki oświetlane lampionami trzymanymi w zmarzniętych dłoniach podążających do kościoła Małych i Dużych, codzienna modlitwa, wieniec z czterema świecami - świadczą one o wielkich przygotowaniach na Tego, Który ma zapoczątkować przemianę ludzkich serc rodząc się w skromnej Stajence... Zapraszamy do naszej adwentowej sondy, w której wybrane rodziny opowiedzą nam, w jaki sposób przygotowują się do narodzin Pana Jezusa.
Doświadczone Mamy i Tatusiowie, z którymi rozmawialiśmy, prześcigają się w pomysłach na przeżywanie Adwentu. Jak się okazuje, w dużych rodzinach ich nie brakuje zgodnie z zasadą: "Co dwie głowy (lub więcej) to nie jedna". Może również dla Was staną się one inspiracją i okazją do refleksji ?
Ewelina - Żona Krzysztofa, Mama 14-letniego Tadzia, 12-letniej Elizy oraz 5-letnich bliźniaków: Mai i Kajetana.
- Od wielu lat tradycją naszego rodzinnego Adwentu jest żłóbek, który przygotowujemy na przyjście Pana Jezusa. Na początku najważniejsze jest sianko - zbieramy je sami. Nieopodal naszego domu rozciągają się łąki i pola. Robimy sobie wspólny rodzinny spacer i zrywamy te źdźbła trawy, które wydają się nam najładniejsze. Zauważyłam, że już na tym etapie jest to pierwszy moment refleksji naszych dzieciaków nad dobrymi uczynkami. Rzecz w tym, że każdy sam ustala sobie liczbę tych ździebełek, które chce wybrać i zabrać ze sobą do domu. Dzieciaki próbują wtedy "przebijać się", kto zbierze ich więcej, czyli, kto w efekcie ustawi sobie wyższą poprzeczkę na ilość dobrych uczynków. Jest przy tym mnóstwo śmiechu, bo widać, ze dzieciaki chcą się ścigać. Tłumaczymy im z mężem zawsze, że Pan Jezus ucieszy się z każdego dobrego uczynku.
W kolejnym etapie przechodzimy do czynów. Najpierw suszymy te trawki na kaloryferze, a potem każdy chowa je w jakimś swoim pudełku, koszyczku. Gdy tylko nastanie Adwent, każde źdźbło, które ma symbolizować dobry uczynek "ląduje" w żłóbku. Dwa lata temu najstarszy syn, Tadzio zasugerował, że fajnie by było pamiętać te dobre uczynki i zaproponował, by każdy kto chce założył sobie specjalny notes, w którym będzie zapisywał te dobre uczynki, których doświadczył od kogoś z rodziny. Uznaliśmy, że to dobry pomysł. Mnie samą naszła taka refleksja, że często zapominam te dobre gesty, którymi obdarowują mnie najbliżsi. Co do notesu, wszyscy uznaliśmy zgodnie, że każdy chce go założyć. Pod koniec pierwszego Adwentu z notesem, byłam zaskoczona tym, jak wielką ilość dobra traktuję jako "normę", bez zatrzymywania się nad tematem wdzięczności. Musiałam to zobaczyć, uderzyć się w pierś, by to zmienić. Z tą refleksją oczekiwanie narodzin Pana Jezusa staje się jeszcze bardziej głębokie, piękniejsze. W zeszłym roku z kolei moja córka zaproponowała, by do tych dobrych uczynków dopisać cytaty z Pisma Świętego, które się wiążą z danym dobrym uczynkiem, ale już nie w notesie, a na ozdobach choinkowych. Na naszej choince zawisły więc w Wigilię ozdoby z cytatami - najbardziej utkwił mi w pamięci ten "O miłosiernym Samarytaninie". Każdy tworzył ozdoby według własnego uznania - bliźniaki chętnie naklejały cytaty na kartonik, były też materiałowe woreczki, wewnątrz których można było znaleźć cytat. Mój mąż zasugerował, abyśmy na drugiej stronie każdej karteczki napisali rok - po latach, gdy będziemy sięgać do tych ozdób, będą miłym wspomnieniem. Nie pamiętam, kto dokładnie wpadł na ten pomysł, ale notesy pakujemy wszystkie razem do pudełka i taki prezent podarowujemy Panu Jezusowi przy okazji Mszy Świętej w dniu Bożego Narodzenia. Zostawiamy go w Szopce. W naszej rodzinie ten "system" sprawdza się od lat, wszyscy niecierpliwie czekają na Adwent. Maja i Kajtek są jeszcze dość mali, ale czekamy z niecierpliwością na ich własne pomysły. Może one też staną się rodzinną tradycją ? Kiedy nadchodzi Boże Narodzenie, a żłóbek jest już wypełniony siankiem, wsadzamy do niego figurkę Zbawiciela. Gdy jest Mu tam wygodnie, miękko i ciepło, czuję, że my sami czujemy się podobnie. Nasza rodzina staje się też takim żłóbkiem, pełnym ciepła i Miłości. A tą Miłością jest przecież Pan Jezus mieszkający w każdym z nas....
Radek - Mąż Małgosi i Tata 13-letniego Kacpra, 15-letniej Kai i 18-letniej Dominiki.
- Kiedy nasze dzieciaki były małe, Adwent to był taki fajny okres, kiedy bawiliśmy się w klejenie kalendarza adwentowego, piekliśmy pierniczki, a na drzwiach naszego domu pojawiał się ręcznie wykonany wieniec. Kolejny - taki z czterema świecami - kładliśmy na kredensie w salonie. Moja żona, Małgosia ma niesamowite umiejętności plastyczne, takie rzeczy zawsze świetnie jej wychodziły, a dzieciaki miały niezłą zabawę. Ale teraz nie jest już tak łatwo... Mamy w domu trójkę nastolatków z nosami w telefonach i tabletach. Małgosia namówiła mnie do tego, by zebrać wszystkich przy jednym stole i pochylić się nad tą trudną kwestią. Okazało się, że nasza najstarsza córka jest dla nas sprzymierzeńcem w naszym "niecnym adwentowym" planie - zaproponowała, by na czas Adwentu ograniczyć się z mediami społecznościowymi i grami komputerowymi. Kacper był jawnie wkurzony, a Kaja początkowo kręciła nosem. W końcu zapadła taka decyzja, że przez pierwszy tydzień Adwentu wszyscy odejmujemy sobie po jednej godzinie dziennie siedzenia przed komputerami, komórkami. Dominika zasugerowała, żeby każdy miał przypisany jeden dzień w tygodniu (ja na przykład miałem poniedziałek), kiedy będzie wrzucał na naszą messengerową grupę jakiś post dotyczący rozważań adwentowych. Chodziło o to, by ten czas spędzany w sieci, z którego całkowicie jeszcze przecież nie zrezygnowaliśmy, też był wypełniony Adwentem. Umówiliśmy się, że w soboty przy śniadaniu będziemy się dzielić tym, co nas poruszyło w tych rozważaniach na przestrzeni minionego tygodnia. Codziennie rano chodziliśmy też na roraty. Ale tylko ci, co chcieli - taka była zasada. Pełna wolność. Ku naszemu zdumieniu, mimo nastoletnich buntów, które ostatnio wypełniały nasz dom, w większość dni chodziliśmy do kościoła w komplecie. Mamy taki lampion, który ma swoje lata i jest rodzinną pamiątką. W następujące po sobie niedziele Adwentu odejmowaliśmy sobie kolejne godziny w sieci, co - jak się okazało - wcale nie było takie trudne po tym pierwszym tygodniu. Po drugim tygodniu Kacper stwierdził, że ma sporo czasu i może warto by go jakoś mądrze wykorzystać. Córki miały podobne odczucia. dzieciaki trochę "snuły się" po domu. W ten sposób zrodził się pomysł, by własnymi siłami stworzyć jakieś naprawdę wyjątkowe dzieło plastyczne, gdyż dzieciaki wyznały wprost, że fajnie byłoby wrócić do jakichś manualnych tematów, tak jak kiedyś. Byłem w szoku. Ale drugą połowę Adwentu spędzaliśmy więc w garażu, gdzie za pomocą dłuta, maleńkiej szlifierki i innych narzędzi rzeźbiliśmy szopkę bożonarodzeniową. Nie miałem pojęcia, że zintegrowanie moich nastolatków tak fajnie się uda, że w ogóle się powiedzie. Podczas Wigilii i Świąt dzieciaki sporadycznie sięgały po komórki. Za to bardzo chętnie brały udział w przygotowaniach przedświątecznych. Graliśmy też w planszówki, które Mikołaj przyniósł dzieciakom pod choinkę.
Taki Adwent mieliśmy w zeszłym roku i szczerze mówiąc, kompletnie nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Pan Jezus potrafi działać niesamowicie. W tym roku mamy plan, by to powtórzyć - nikt się nie wyłamuje. Dzieciaki wspomniały tylko, że planują coś jeszcze. To ma być jakaś niespodzianka. Już nie mogę się jej doczekać, bo jestem strasznie ciekaw, cóż tam wymyśliły...
Iza - Żona Zbyszka i Mama 10-letniego Maksa i 9-letniej Klary
- Pomysł na tegoroczny Adwent wpadł nam przypadkiem na Facebooku, choć tak do końca nie wiem, czy to był przypadek, bo z Panem Bogiem nie ma przypadków. Jeden z Domów Samotnej Matki prowadzony przez siostry zakonne organizuje akcję, w ramach której dowolna osoba lub rodzina podejmuje się wzięcia w duchową opiekę jednej mieszkającej w nim samotnej mamy oraz jej dzieci. Ta duchowa opieka to codzienna modlitwa na czas Adwentu. To była i jest też cudowna okazja, by porozmawiać z dziećmi o tym, co taka mama i jej dzieci przeżywają, czego potrzebują. Że nie wszyscy mają Święta w kochającej się rodzinie... Podczas tegorocznego Adwentu nasze dzieci dowiadują się, że na świecie nie zawsze jest miło i bezpiecznie, ze ta rodzina, która ma być bezpieczna przystanią, nie zawsze nią jest. Codziennie wieczorem zapalamy świecę, przy której własnymi słowami modlimy się w pierwszej kolejności za tę Mamę i jej dzieci, potem w innych intencjach. Każdego dnia poznajemy życiorys jakiegoś wybranego Świętego, o którym czytamy w książce, Internecie, lub włączamy sobie o nim filmik na youtube. Postacie tych Świętych wyciągamy codziennie wieczorem z Kalendarza Adwentowego, który w tym roku wyjątkowo z braku czasu kupiliśmy na stronie internetowej z rękodziełem. Każdemu z tych Świętych codziennie powierzamy w modlitwie tę Mamę i jej dzieci. W najbliższym czasie będziemy też pisać do niej list. Jesteśmy na etapie poszukiwania pomysłu na to, jakie słowa, czy nasze osobiste historie trafią do serca tej Mamy. Nie znamy jej, nie wiemy, czego potrzebuje poza miłością, pokrzepieniem i uwierzeniem w to, że poradzi sobie w swojej trudnej sytuacji... Wierzę, że odpowiednie słowa na pewno się znajdą. Maks - idąc za przykładem kolegi ze szkoły - zaproponował, abyśmy ograniczyli kupowanie słodyczy i niepotrzebnych rzeczy. Mi i mężowi bardzo się ten pomysł spodobał, tym bardziej, że dla naszej Mamy i jej dzieciaków przewidzieliśmy jakieś upominki pod choinkę. Na ten cel przeznaczyliśmy specjalną skarbonkę, do której wszyscy wrzucamy teraz te pieniądze, których nie wydajemy na słodkości. Ostatnio, wracając z rorat rozmawialiśmy o tym, co mogłoby się spodobać tej rodzince... Już niebawem będziemy wysyłać paczkę z upominkami oraz list. Czuję, że Pan Jezus zbliża się do nas wraz z natchnieniem. Bardzo Go potrzebujemy.
Maciej - mąż Ani i Tata 4-letniego Jasia, 6-letniej Lenki, 8-letniej Hani, 10-letniego Jędrzeja
- Adwent jest dla nas szczególnym czasem. Czas oczekiwania na narodziny Pana Jezusa. Ja sam namacalnie czuję Jego zbliżanie się, nadzieję. Mamy trochę tak, że potrzebujemy z Anią tego, by by przeżywać go razem jako rodzina, ale też trochę jakby poza dziećmi, jako małżeństwo. Jest nam to bardzo potrzebne w sytuacji, gdy dzieci bardzo wypełniają naszą codzienność. To znalezienie takiego własnego skrawka małżeńskiej rzeczywistości bardzo nam się dotąd sprawdzało podczas Adwentu. To czas refleksji nad naszą relacją, nad tym, jak idzie nam wypełnianie roli współmałżonków. W tym roku chcemy skupić się na wdzięczności wobec siebie, na dostrzeganiu tych dobrych rzeczy, które sobie codziennie dajemy, dobrych cech. Ale też na odkrywaniu tego, co może być dla nas dobre we wzajemnym przekazie takich spraw, które trudno nam przyjąć. Karteczkami z tymi słowami wdzięczności wypełniamy żłóbek Pana Jezusa, który stoi w naszej sypialni. Jest tylko nasz. Dodatkowo staramy się też pracować nad wzajemną komunikacją, która czasem u nas "siada". Zdarza się, że warczymy na siebie, nie umiemy się wysłuchać, używamy słów, które ranią. Dlatego też osobną grupą karteczek do żłóbka są takie, na których zapisujemy te raniące czy niewłaściwe słowa w alternatywny sposób, który nie rani, a który buduje - to pomysł Ani. Staramy się w tym wytrwać.
- Dzieci to inna "bajka" - zastrzega Ania. - bez kalendarza adwentowego i Drzewa Jessego dla naszych dzieciaków Adwent nie istnieje. Tegoroczny kalendarz po raz pierwszy zrobili wspólnie, praktycznie bez mojej pomocy. Kiedy wieszali go w centralnym miejscu w dużym pokoju, byli z siebie bardzo dumni, aż oczy im się błyszczały. Nie wiedzieli tylko, co będzie w środku, bo o tym zdecydowaliśmy wspólnie z Maćkiem, na co oni chętnie przystali, bo chcieli mieć niespodziankę. A są to czekoladki oraz fragmenty kolęd, których uczymy się wieczorami. Wtedy też czytamy wybrane cytaty z Pisma Świętego, a dzieciaki rysują pierwszą rzecz/symbol (?), jaka kojarzy im się z tym cytatem. Potem wieszamy to na gałązce jabłoni, którą wcześniej ucięliśmy w ogrodzie babci i wstawiliśmy do wazonu. Żłóbek z dobrymi uczynkami też, oczywiście, musi być. Staramy się tak to wszystko zaplanować, by dla naszych dzieci było to atrakcyjne, by ten czas oczekiwania na przyjście Pana Jezusa był pełen pasji, radości...
Okres (tylko !) czterech wyjątkowych niedziel, ta swoista rodzinna droga do Stajenki - jak się okazuje - może być czasem wspaniałych odkryć tego, czym jest prawdziwa Miłość zakorzeniona w Osobie Pana Jezusa. Ten czas duchowych przygotowań niesie ze sobą radość bycia razem, doceniania daru życia i bliskości rodziny. To właśnie wtedy, podczas wspólnego marszu na roraty, przy pieczeniu pierniczków i przy wspólnej modlitwie dokonują się największe cuda - cuda Miłości. Tej Miłości, która rodzi się z cierpliwości w oczekiwaniu, rezygnacji z tego, co szybkie, łatwe i przyjemne. I z nadziei obecnej w Nim - niewinnym, zależnym i ufnym.