Wygląda jak by miała niewiele ponad 20 lat. Jeździ na rowerze i maluje pejzaże. Pasmo jej zawodowych sukcesów zawodowych nie ma końca. Zarządzanie dużą firmą, a później zbudowanie własnej marki było niewielkim wyzwaniem wobec tego, którego się podjęła poza budowaniem kariery. Jak się okazało, dla Elżbiety*, nie to było najważniejsze. O macierzyństwie dla odważnych, na które pewnie niewielu by się zdecydowało, opowiada w pierwszej części bardzo osobistej rozmowy z Iwoną Duszyńską.
To było 22 lata temu. Byłam wówczas młodą 23-letnią kobietą. Mieliśmy już wtedy z mężem kwalifikację ośrodka adopcyjnego. Od zawsze chciałam adoptować dzieci, tak postanowiłam już wtedy, gdy jako harcerka byłam wolontariuszką w domu dziecka. Chciałam mieć dzieci dość szybko, od razu. Okazało się jednak, że miałam mnóstwo problemów zdrowotnych i powiedziano mi, że nie mam szans na urodzenie biologicznego dziecka. Wtedy pojawił się Patryk.
Musicie pytać w szpitalu... Historia Patryka.
W tamtych czasach funkcjonowała jeszcze tzw. adopcja ze wskazaniem. Gdy szukaliśmy swojego dziecka, ośrodek adopcyjny powiedział nam wówczas: "Musicie pytać w szpitalu". Tak się szczęśliwie złożyło, że koleżanka miała znajomego ginekologa, który wiedząc o pozostawionych w szpitalu dzieciach, szukał dla nich rodziców. W taki sposób dowiedzieliśmy się o Patryku.
Nie zapomnę tego nigdy. 31 grudnia odebrałam telefon ze szpitala. "Jest chłopiec" - usłyszałam w słuchawce. Dopiero po Nowym Roku mogłam go odwiedzić. Sprawy papierowe były załatwione ale matka, zgodnie z prawem, miała 6 tygodni na zmianę decyzji o przekazaniu dziecka do adopcji. Spytano mnie, czy podejmę związane z tym ryzyko zobaczenia dziecka. Zaryzykowałam. Płakałam jak bóbr, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy. Wiedziałam już, że będzie mój. Był prześliczny. Nie chciałam, by miał chorobę sierocą więc jeździłam do niego codziennie przez te całe 6 tygodni, personel nauczył mnie go kąpać. Pewnego dnia zastałam zamknięty oddział. Okazało się, że to z powodu ptasiej grypy. Ale przywieziono mi Patryka i mogłam z nim pobyć. Innym razem nie zastałam go w sali, w której dotąd leżał. Pielęgniarka chciała zażartować i powiedziała, że go zabrali. Wpadłam w panikę. Okazało się, że przeniesiono go tylko do innej sali. Dziś wiem, że on mi uratował życie. Nie mogłam mieć bowiem dzieci biologicznych.
Wymęczona ciąża. Historia Sebastiana.
Postanowiłam jednak nie odpuszczać. Ciąża, w którą w końcu zaszłam była efektem "wymordowania" siebie i męża badaniami, działaniami, upokorzeniem. To wszystko było bardzo męczące ale się udało. Na świecie pojawił się Sebastian.
Doświadczyłam dwóch rodzajów macierzyństwa. W przypadku tego biologicznego, kobieta jest zmęczona, ma wycieńczony organizm. Coś boli, nie ma tej sprawności, bycia wypoczętą. Pamiętam, że przy karmieniu piersią zemdlałam z wycieńczenia. Mam porównanie, jak przyjmowałam noworodka, gdy byłam zdrowa, sprawna, nie obarczona konsekwencjami wieloletnich starań o dziecko i porodu. To kolosalna różnica. Z tego wynika inny rodzaj odbioru dziecka. Jest oczywiście w tym radość, przytulanie, dotyk...
Sebastian od pierwszych chwil życia był bardzo żywotny, aktywny. Różnica wieku między chłopcami wynosi 5,5 roku. Od początku świetnie się dogadywali. Byli i są kompletnie inni. Patryk jest spokojny, stonowany, pedantyczny, wymagał motywowania. Taki spokojny jest do dzisiaj, trzeba go poznać, by go sobie zaskarbić. Sebastian z kolei to wszechstronny człowiek czynu, miał 6 lat, gdy musiałam mu kupić kroniki o II wojnie światowej. Ma ogromną wiedzę i świetną pamięć.
Sebastian nigdy nie miał problemu z adoptowaniem przez nas kolejnych dzieci. Zasadniczo w adopcji jest tak, że adoptowane dziecko nie może zaburzyć istniejącej już hierarchii rodziny - nie powinno się adoptować dziecka starszego od tego, które już w tej rodzinie jest. W naszym przypadku było tak, że wbrew tej regule adoptowaliśmy dzieci starsze od Sebastiana. Okazało się jednak, że nie było się czego bać, bo Sebastian i Patryk mieli dobrze ugruntowane swoje pozycje w rodzinnej hierarchii.
Science-fiction. Historia Marysi.
Nim pojawiły się w naszym domu dzieciaki starsze od Sebastiana, dołączyła do nas Marysia. Sebastian miał wówczas 8 lat, a ona 5. To była historia science-fiction.
Chcieliśmy wraz z mężem jeszcze komuś pomóc. Chłopaki byli na tak, ale zasugerowali, że fajnie, jak byśmy adoptowali dziewczynkę. Zgłosiłam się do OA (ośrodka adopcyjnego przyp. red.). Powiedzieliśmy, że może to być dziewczynka z wadami, poradzimy sobie, wychowamy. Usłyszałam wówczas: "Ma pani 2 dzieci, po co problemy ? Dowiedzieliśmy się za to, że są bliźniaki. "Ale ich nie polecamy" - dodano w ośrodku. Nie zapomnę tego do końca życia, bo te dzieci miały być moje. Miały za sobą tak straszną historię, której namiastka została mi wówczas przedstawiona...
Tymczasem napisałam na stronie internetowej "Rodzic Zastępczy", że przyjmę dziecko z unormowaną sytuacja prawną. Takie, które miałoby iść do adopcji zagranicznej, którego nikt nie chce. Odezwała się do mnie biologiczna matka Marysi. Napisała, że ma w domu 5-letnie dziecko do oddania... Byłam w takim szoku, że zadzwoniłam do niej. Przekonywałam ją, tłumaczyłam: "Pani nie rozumie, co pani robi. Są rodziny zastępcze. Jeśli ma pani przejściowe problemy, one przyjmą dziecko. A jak się pani poprawi sytuacja, to dziecko do pani wróci." Mój mąż nie uwierzył, gdy mu to opowiedziałam. Kto oddaje 5-letnie dziecko ? Mąż także do niej zadzwonił, powiedział, że oszalała. Okazało się, że ona przez rok czasu przygotowywała Marysię na to, że ktoś inny będzie jej mamą i tatą. Gdy mój mąż to usłyszał, powiedział, że prosi ją do telefonu. "Tato, kiedy po mnie przyjedziesz ?" - płakała w słuchawkę. Zamurowało go. Gdy zadzwonił do mnie, by mi to zrelacjonować, uznaliśmy, że musimy tam pojechać. "To dziecko mówi do mnie tato, czujesz ?" - pytał retorycznie. Ta kobieta naprawdę przygotowała Marysię na innych rodziców. I ona czekała na ten dzień, gdy mama i tata po nią przyjadą. My jednak nie mogliśmy tam tak po prostu pojechać, zrobić dziecku nadziei. Zgłosiliśmy sprawę do sądu, zaangażowaliśmy adwokata. Gdy w końcu tam dotarliśmy, na miejscu ujrzeliśmy obraz nędzy i rozpaczy. Samotna kobieta z 3 dzieci, które były bardzo zaniedbane. Zabraliśmy ich na 4 olbrzymie pizze. Zastanawialiśmy się, gdzie te dzieci je zmieściły. Następnym razem, gdy przyjechaliśmy, matka złożyła już w sądzie wniosek o zrzeczenie się władzy rodzicielskiej nad Marysią, a my o jej adopcję. Początkowo ją urlopowaliśmy. Jej adopcja trwała 2,5 roku bo - jak się okazało - ojciec biologiczny nie zrzekł się władzy rodzicielskiej. To, jak ona się zaaklimatyzowała w naszym domu, było szokujące - weszła do nas jak do siebie. Była dzieckiem z poważnymi brakami, w wieku 5 lat nie trzymała ołówka w ręce, a teraz pięknie rysuje. Ma już 14 lat i jest gimnastyczką. Interesują ją animy, peruki, fotki. W wieku dziecięcym nie było widać pewnych deficytów, pojawiają się one później. Marysia cały czas mówiła o jednej pani - pani Sandrze. Okazało się, że była to dziewczyna, która za darmo opiekowała się nią i jej rodzeństwem. Znalazłyśmy się jakoś, odwiedziłyśmy ją wraz z Marysią gdy miała ok. 7-8 lat. Pani Sandra płakała z radości, że Maja do nas trafiła. Opowiadała o tym, jak Marysia chodziła zimą bez rajstop, jak Sandra się nią zajmowała. Marysia dopiero teraz ma świadomość tego, jak była traktowana. Ma pewne problemy z rówieśnikami. Jest też takim dzieckiem, które jeśli czegoś nie potrafi zrobić, to nie podejmie ryzyka. Jest bardzo fajna. Gdy była dzieckiem, szybko udało jej się wszystko nadgonić. Bardzo ładnie się zawsze wysławiała, była żywa, ufna, lubiła kontakt z ludźmi. Był taki okres, że w szkole społecznej, do której chodziła, potrafiła powiedzieć, że nie dostała posiłku. Albo mówiła: "Jestem adoptowana", na co inni odpowiadali: "O, jak fajnie!" ale nie wiedzieli kompletnie, o co chodzi. Robiła różne rzeczy, by zwrócić na siebie uwagę.
Nie polecamy ich. Historia Uli i Oskara.
Gdy w ośrodku adopcyjnym usłyszałam ich historię, i że ośrodek mi ich nie poleca, wiedziałam, że to będą nasze dzieci. Początkowo odebrani zostali rodzicom biologicznym, później trafili do rodziny zastępczej, gdzie przeżyli największy koszmar swojego życia. Ostatecznie z domu dziecka, w którym wylądowali na końcu, my ich zabraliśmy. Rodzina zastępcza, w której przebywali została skazana za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dziećmi. Ich dramat trwał 5 lat. A dzieci miały mieć poprawioną sytuację. Na tę rodzinę były wysyłane sygnały od sąsiadów. W 2012 roku były jednak inne przepisy - koordynatorzy pieczy zastępczej musieli się takiej rodzinie zapowiedzieć. Dzieci były głodzone i maltretowane. Sąsiadka uratowała im życie.
Ula i Oskar są bliźniakami. Mieli 10 lat, gdy udało się nam ich adoptować. Są o rok starsi od Sebastiana, wszyscy razem chodzili do 1 klasy. Gdy do nas trafili, Ula była na poziomie 3-letniego dziecka. Ma niedosłuch centralny. Mimo to jest bardzo społeczna, uczy się w szkole fryzjerskiej. Zawsze świetnie rozwijała się ruchowo i plastycznie. Ma chłopaka, jest też bardzo pomocna - w ramach wolontariatu czytała dzieciom bajki w przedszkolu. Dwukrotnie była przewodniczącą szkoły.
Oskar zawsze był bardziej skryty, ale też bardziej ciągnęło go do nauki, przynosił świadectwa z czerwonym paskiem. Nauka nigdy nie była dla mnie priorytetem, wiedziałam bowiem, że dzieci mają braki. On jednak chciał dogonić Sebastiana. Teraz są razem w jednej klasie w liceum, trzymają się razem. Mimo, że wszystkim dzieciom opowiadam o ich zaletach, ktoś był lepszy w nauce, komuś szło gorzej. Każdy z nich był inny. Miałam 3 dzieci w jednej klasie więc musiałam uważać na to, co mówię, gdy przynosili różne stopnie...
Bliźniaki mają 17 lat. Nie wracają do tych traum, przez jakie przeszły. Pamiętają, ale nie chcą o tym mówić. To dzieci, które zmieniły sobie imiona, sami to zaproponowali. Ula i Oskar funkcjonują świetnie. Paulina, ich starsza 20-letnia biologiczna siostra - nie...
Masz tylko jedno dziecko. Historia Pauliny.
Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, pomyślałam sobie: "Chyba sobie nie poradzę." Była bardzo wycofaną 13-latką, nie wierzącą w to, że się kocha. Otrzymywała bodźce i motywatory. Kupiliśmy jej konia, by mogła realizować swoją pasję. Zawsze było coś nie tak... Powiedziano mi, że do niej muszę podchodzić inaczej. Wówczas tego nie rozumiałam. W ośrodku wyraźnie mnie do niej zniechęcano. Rzeczywiście, mam z nią bardzo ciężko. Jest takim dzieckiem, które najpierw się bardzo mocno zbliża, pokazuje że kocha, po czym przywala. Jak może złamać jakąś zasadę, to ją łamie. Teraz ma 20 lat. Była w terapii ale była ona skuteczna tylko przez jakiś czas. Wiem, że jestem dla niej najważniejszą osobą na świecie ale też to właśnie mnie Paulina rani najbardziej. Wcześniej radziłam sobie poprzez pokazywanie granic ale to nic nie dawało - łamała wszystkie po kolei. Teraz ignoruję. Zdarzało się, że wracała do domu jak do hotelu, nie mówiła, dokąd idzie. Był taki moment, gdy zamieszkali z Bartkiem osobno, bo nie stosowali się do zasad panujących w domu. Nie mogłam pozwolić na to, by pozostałe dzieci były świadkami jej awantur.
Paula jako jedyna zapętla się w tym, co powie, jest pogubiona. Gdy mówi mi: "Zmarnowałam ci życie" - to wysiadam. Kiedyś usłyszałam też od niej, że mam tylko 1 dziecko....
Dzieci po takich przejściach, naprawdę potrafią manipulować. Jestem na to bardzo wyczulona, długo się temu poddawałam. Musiały być nauczone manipulacji, by przetrwać w trudnych warunkach. Każde z moich dzieci ma jakiś problem, poza Sebastianem, wszystkie doświadczyły zerwania więzi. Tego się nie nadgoni, to zostaje na zawsze. Wszystkie potrzebują głaskania, wspierania, zapewniania, że się je kocha. Nawet jak im to powiem 50 razy w ciągu dnia, to jest tego wciąż za mało, bo ktoś inny dostał o jeden raz więcej. Świat Pauli to świat hermetyczny, cierpi na brak integracji, woli zwierzęta niż ludzi, choć - przykładowo - potrafiła uczyć innych jazdy konnej. Ma tendencję do głodzenia się, jest bardzo chuda.
Paulina przyprowadziła niedawno 3 psy ze schroniska, którymi musi się zajmować. Jest już na etapie bycia osobą dorosłą, powinna więc sama podjąć decyzję o terapii. Ona musi chcieć, a na razie nie chce. Musi też dotknąć samodzielnego życia, by zobaczyła, co traci. Miałam ostatnio urodziny. Patrycja nie zeszła na imprezę. Mocno manifestuje swój bunt. Ostatnio manifestuje go jeszcze mocniej, jako że zażądałam, by się z Bartkiem wyprowadzili...
Esemes. Historia Bartka.
Oskar zawsze mówił o chłopaku, który pomógł mu nauczyć się grać w piłkę. Bartek mieszkał w domu dziecka w pokoju wspólnie z Oskarem. Przychodził do nas przez rok na grilla. Pewnego razu napisał do mnie, by umówić się z Oskarem. Napisał też smsa z pytaniem, czy ja sądzę, że znajdzie się jeszcze jakaś rodzina, która go adoptuje... Odpowiedziałam mu wówczas, że nie wiem, czy to możliwe w wieku 15 lat, ale może znajdzie się rodzina zastępcza. Obiecałam mu, że porozmawiam ze znajomymi, którzy planowali zostać taką rodziną. Pamiętam, że wówczas zapadła cisza, nic nie odpisał. Dopiero mąż uświadomił mi, że Olkowi chodziło o nas... Odpisałam mu więc w następujący sposób: "Jeśli myślisz o naszej rodzinie, to byłoby nam przyjemnie gdybyś był jej częścią." Bardzo się ucieszył. Najpierw było urlopowanie, potem go adoptowaliśmy.
Któregoś dnia Bartek poprosił mnie, czy mogłabym przyjść do niego do pokoju porozmawiać. Przyszłam, a on wpadł w taki niekontrolowany stan płaczu... Przykrył się poduszką i nie chciał (nie mógł ?) z siebie nic wydusić. Trwało to do 4 rano. Spytałam, go czy coś się stało, czy chce porozmawiać. A on na to: "Czemu całe te 9 lat musiałem być w tym domu dziecka ? Dlaczego wcześniej tu nie trafiłem ? " Dzieci myślą o tym cały czas, czują.. To JEST.
Bartek cały czas był kontaktowy, błyskotliwy. Potrzebował też motywacji do nauki, bo lawirował i błądził. Gra na gitarze i pianinie. Zdał maturę, ale na studia na razie nie idzie. Jest bardzo pomocny. Zawsze umiał zjednać całe rodzeństwo. Bardzo wspiera też Paulinę, bo razem pobłądzili, trzymają sztamę. Pamiętam z jego adopcyjnej charakterystyki takie zdanie: "Nie daje szansy innym. Jak pokocha, to na zabój, ale potrafi też znienawidzić."
Kiedy byłam chora, Bartek ciągle był przy moim łóżku. Napisał mi karteczkę: "100 rzeczy, za które najbardziej cię kocham na świecie."
* Imiona bohaterów zostały zmienione.
CDN...