Wesprzyj fundację
0
0

Siła perswazji (i) miłości

Siła perswazji (i) miłości

Siła perswazji (i) miłości

Kiedy zło sprzedaje się świetnie bez większego wysiłku sprzedającego, a dobro, uczynność, odwaga i ludzkie odruchy stają się medialnie nieatrakcyjne, Marcin, Agata, Ewa i Marzena robią swoje.  Wartości, którym hołdują idą na pierwszy ogień -  wszyscy oni mają w sobie głębokie przekonanie, że dziecko ma prawo do życia od chwili poczęcia. Aż nadchodzi moment, gdy w te wartości przyszło im tchnąć życie, sprawdzić je na placu boju praktycznego działania. Bo tego wymaga Bóg, los, okoliczność, sytuacja. Nic nie dzieje się przypadkiem. I choć na ów przypadek żaden prolajfer nie jest do końca gotowy, to wierzy. W Bożą Opatrzność i szczęśliwe zakończenie. Wierzy, że choć wcale o to nie zabiegał, to po coś stanął na drodze kobiety, która nie chciała urodzić swojego dziecka... 

To ja jestem tą kobietą


 

- To był początek lata - wspomina Marcin. Ma 45 lat, sam jest mężem i ojcem czwórki dzieci. - Wspólnota, do której wówczas należałem, miała akurat spotkanie modlitewne na świeżym powietrzu. Zebraliśmy się w miejscu pod drzewami, które tego słonecznego dnia zapewniały nam odrobinę cienia. Tam się modliliśmy i rozważaliśmy Słowo Boże. Wokół nas biegały dzieci i kręcili się też inni ludzie, których nie znałem. Gdy nadeszła moja kolej w  trakcie wspólnej modlitwy, wypowiedziałem następującą intencję: "Panie Boże, miej teraz w opiece kobietę, która nosi pod sercem dziecko i chce dokonać aborcji. Spraw, proszę, by zmieniła zdanie." Gdy spotkanie wspólnoty dobiegło końca, podeszła do mnie kobieta, której nigdy wcześniej nie widziałem na oczy. Płacząc powiedziała: "To ja jestem tą kobietą, za którą Pan się dziś modlił. Jestem w ciąży i chciałam zabić swoje dziecko. Ale dzięki Panu nie zrobię tego." Wiedziałem, że to nie ja, tylko tego dnia sam Pan Jezus przyprowadził ją w miejsce naszego spotkania. Było to dla mnie niezwykłe, zupełnie niespodziewane doświadczenie. To coś niesamowitego, że Bóg posłużył się mną, by ocalić to dziecko. Ostatnio jadąc samochodem, żona spytała mnie, ile ono teraz może mieć lat. Wydaje mi się, że na tę chwilę będzie to niespełna 2-letni maluch. Jestem ciekaw, czy to chłopiec czy dziewczynka. Wierzę, że ma się dobrze i jest dzieckiem otoczonym miłością...


Obiecałam, że jej pomogę 



- Ta historia zaczyna się prawie 7 lat temu - Agata ma wiele do opowiedzenia. -  Razem z koleżanką, Basią wynajmowałyśmy mieszkanie. W jej życiu nagle pojawił się chłopak. Podobno był w niej bardzo zakochany. Pewnego dnia okazało się,  że spóźnia jej się okres. Nie planowała mieć dzieci - tak przynajmniej twierdziła. Pozytywny wynik testu ją załamał. To było jak grom z jasnego nieba. Nie miała rodziny, która mogłaby ją wesprzeć, warunków materialnych, mieszkania. Chłopak ją zostawił. Krótko mówiąc, jej sytuacja życiowa była naprawdę obiektywnie ciężka. Decyzja o aborcji stała się więc dla niej oczywista. Kiedy człowiekowi w jednej chwili wali się świat, trudno go do czegoś przekonać. Ja postanowiłam zrobić, co w mojej mocy, by odwieść ją od tego strasznego pomysłu. Obiecałam Basi, że jeśli urodzi swoje dziecko, to ja jej we wszystkim pomogę. Mimo, że samej nie było mi wówczas łatwo, to uważałam, że tak należy postąpić i już. Ta obietnica wywróciła nasze (jej i moje) życie do góry nogami. Basia długo się zastanawiała nad moją propozycją ale ostatecznie mnie posłuchała. Pracowała praktycznie do samego porodu -  odłożyła trochę pieniędzy. Z moją rodziną pomogliśmy skompletować wyprawkę dla malucha (część rzeczy kupiłyśmy, ale bardzo wiele rzeczy otrzymałyśmy  po dzieciach z mojej rodziny). Kilka miesięcy później na świat przyszła Amelka. Po porodzie, gdy Basi skończyły się pieniądze, to po prostu otworzyłyśmy zeszyt i pożyczała ode mnie. Po prawie dwóch miesiącach udało nam się znaleźć opiekunkę do dzieci (jej dziecka i moich) i od tego momentu miała już łatwiej.  Trochę zastąpiłam Amelce ojca, który nie chciał jej znać i zagranicą założył nową rodzinę. Jeździłam po lekarzach, przywiozłam obie dziewczyny ze szpitala. Dziś Amelka ma 6 lat i od 3 lat mieszka ze mną (jestem jej matką chrzestną) i moimi dziećmi.  Niestety, ze względu na problemy zdrowotne swojej mamy nie może z nią mieszkać. Formalnie jestem dla niej rodziną zastępczą. Dałam Basi słowo, złożyłam obietnicę i staram się z niej wywiązać. Amelka bardzo kocha mamę i jest z nią w stałym kontakcie. Basia nigdy nie powiedziała, iż żałuje, że urodziła córkę - zawsze była i jest bardzo troskliwą mamą. Widzę, że Amelka jest dla niej również nadzieją na przyszłość - jest jedyną rodziną Basi. Gdyby nie córeczka, to nie miałaby nikogo... Choć to była obietnica, która zmieniła też bardzo moje własne życie, to nigdy jej nie żałowałam. I nie żałuję.


Wierzący ale niepraktykujący



Ewa ma za sobą niespełnioną miłość do chłopaka, którego sposób życia nie wróżył im dobrej wspólnej przyszłości. - Mój były chłopak bardzo mnie skrzywdził - wspomina. - Był uzależniony od narkotyków, pił, patologicznie kłamał, miał problemy z prawem. Uwodzenie innych dziewczyn było na porządku dziennym. Postanowiłam więc odmówić Nowennę Pompejańską w jego intencji. Błagałam Boga o jego przemianę gdyż bardzo pragnęłam, by nie zmarnował życia sobie ani innym. W jego sercu nie było Boga - on sam mówił o sobie: "wierzący ale niepraktykujący". Przez kilka lat nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Pewnego dnia dowiedziałam się, że ma zostać ojcem a matką dziecka jest dużo młodsza dziewczyna o wątpliwej reputacji. Byłam załamana… Odchorowałam to bardzo, bo szczerze mówiąc nadal byłam w nim zakochana i poczułam się jak skopany pies… 
Pewnego dnia prosiłam w myślach Boga o to, by dał mi znak, czy nowenna dała jakieś owoce w jego życiu… O dziwo, usłyszałam głos (być może samego Boga): ”Gdyby nie Twoja modlitwa, te dzieci zostałyby usunięte." Potraktowałam to jako znak od Niego ale po ludzku, tak zwyczajnie nadal miałam wątpliwości… Dni mijały, a ja żyłam swoim życiem… Aż do pewnego dnia… Dokładnie w 6-stą rocznicę jego zdrady i naszego zerwania niespodziewanie dostałam od niego wiadomość na messengerze. Byłam w szoku po tym, co przeczytałam ale postanowiłam popisać z nim dłużej, by dowiedzieć się czegoś więcej. I okazało się, że został samotnym ojcem. Matka bliźniąt odeszła od niego i dzieci, a na koniec powiedziała, że… planowała usunąć ciążę…. Teraz sami powiedzcie, czy ta modlitwa nie czyni cudów ? Wiem, że przed nim jeszcze długa droga i modlę się za niego i innych codziennie. Ale ufajmy zawsze - nawet gdy nie widać efektów. One są zawsze. Może dowiemy się o nich dopiero na tamtym świecie. Proszę wszystkich czytających o modlitwę za niego, dzieci, pogubioną mamę i całą tę rodzinę...


Wszyscy ją naciskali


 

- Moja przyjaciółka Joanna, choć jest bardzo młoda, to mocno dostała w swoim życiu w kość - opowiada Marzena. Najpierw zdrady jej męża, kryzys małżeński jak się patrzy, a tu nagle ona dowiaduje się, że jest w ciąży. Załamała się kompletnie. Mąż nie chciał słyszeć o dziecku, ratowaniu małżeństwa. Odszedł do innej kobiety i ją zostawił. Na domiar złego, jej rodzice zamiast stanąć na wysokości zadania, próbowali wymusić na niej aborcję. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak bardzo w krótkim czasie musiała doświadczyć braku miłości, empatii, wsparcia od ludzi, którzy powinni ją przecież kochać. Nie mogłam tego tak zostawić. Pogadałam z jej rodzicami tak, że aż im w pięty poszło. Ale czasem tak trzeba. Dziś synek Joanny ma 2 latka. Patrzę na niego i na nią i cieszę się, że wybiłam jej z głowy tę aborcję, i to myślenie, że nie da sobie rady. Ma kompletnego "fisia" na punkcie synka, oboje nie widzą poza sobą świata. Jest samotną mamą ale radzi sobie. Pomagam jej tak, jak jej to obiecałam...

 

Siła perswazji



Trent Horn, amerykański teolog i autor książki pt. "Przekonać do życia. Jak rozmawiać o aborcji" stwierdza, że nie trzeba być człowiekiem wierzącym, by być przeciwnikiem aborcji. Wystarczy myśleć i kierować się wiedzą naukową i logiką. Zdaniem Horna, rozmowy z przeciwnikami aborcji należy prowadzić w atmosferze dialogu, który jest kluczowy w osiągnięciu celu, jakim jest - w tym wypadku - przekonanie rozmówczyni, że zabicie dziecka jest ostatnim na liście dobrych rozwiązań. 
- Najważniejszym argumentem, za pomocą którego przekonywałam Basię do urodzenia dziecka, był ten, że aborcja to zabójstwo dziecka - relacjonuje Agata. - Że to decyzja, która jest nieodwracalna, a samo dziecko nie jest winne całej sytuacji. Bo taka była prawda. - Jak podkreśla Horn, w każdej rozmowie należy skupić się na wspólnym poszukiwaniu prawdy. Agacie i Basi oraz pozostałym bohaterom naszego artykułu z pewnością udało się ją odnaleźć...


 

W imieniu pięciorga najmłodszych bohaterów naszego tekstu, dziękujemy Mądrym i Dobrym Dorosłym za to, że w odpowiednim momencie otoczyli ich Mamy opieką, modlitwą i wsparciem !

Redakcja www.fundacjakornice.pl