Wesprzyj fundację
0
0

OJCOwizja. To tak nie działa...

OJCOwizja. To tak nie działa...

OJCOwizja. To tak nie działa...

Poczęte dzieci mają swoich ojców. Ojców, na których spoczywa współodpowiedzialność za  potomstwo, za sytuację kobiety. Wśród nich są też tacy, którzy zrobiliby wszystko, by cofnąć czas, by móc zrealizować tę odpowiedzialność i być ojcami. By przywrócić życie swoim nienarodzonym dzieciom. By naprawić swój błąd. O tym, jak łatwo go popełnić, jak trudno z nim żyć, opowiada anonimowo Janek, ojciec 4 nienarodzonych dzieci, w rozmowie z Iwoną Duszyńską.

 

 

Janku, współuczestniczyłeś w czterech aborcjach swojej byłej dziewczyny...

 

Miałem około 22 lat. To było po jakichś 2 latach od wyjścia z wojska. Prowadziłem tryb życia, który polegał na pracy i piciu. Z dziewczyną byłem około sześciu lat. Ten pierwszy raz… To był początek ciąży, zrobiliśmy zabieg u lekarza. Rozważaliśmy wcześniej, co zrobić w tej sytuacji. Mieliśmy informację, że koleżanka „TO” zrobiła, zna lekarza. Czułem, że powinienem się na to zgodzić. Miałem takie przekonanie, że trzeba mieć dobrą pracę, dom by założyć rodzinę. A my nie mieliśmy nic.

 

Czy podzieliliście się z kimś Waszą sytuacją, szukaliście wsparcia, rady ?

 

Z nikim się tym nie dzieliliśmy, byliśmy w tym sami. I tak poszło. Myślę, że gdybyśmy mieli wtedy świadomość, że to jest zabicie człowieka, to byłoby inaczej. Gdyby nam ktoś powiedział, że zrobimy sobie i dziecku ogromną krzywdę, to byśmy tego pewnie nie zrobili. Rozmawiajcie z rodzicami, takie rzeczy się po prostu dzieją. Nie miałem takiej świadomości jaką mam teraz, czym jest aborcja. Miałem takie wyobrażenie, że dopóki nie ma na zewnątrz dziecka, to tego dziecka „nie ma”. Teraz wiem, że to człowiek od samego poczęcia i należy mu się ochrona. A my podziałaliśmy zupełnie w drugą stronę.

 

 

Jak poczuliście się, gdy było już po wszystkim ?

 

Na początku była ulga, ale gdzieś w środku czułem, że to coś złego. Zagłuszałem to w sobie alkoholem. Dziewczyna jakoś okazywała mi wdzięczność za to, że jestem. Potrzebowała, bym był przy niej po tym co się stało, bo fizycznie to ona tego doświadczyła... Ustaliliśmy, że będziemy się zabezpieczać. Aż do następnego razu, do kolejnej ciąży.

 

Jaki był ten kolejny raz ?

 

Przy drugim razie było trochę inaczej, to ja zaproponowałem aborcję. Udaliśmy się do tego samego lekarza. Teraz wiedzieliśmy czego się spodziewać. Po jakimś czasie lekarz zaproponował spiralę. Zrezygnowaliśmy z niej bo powodowała dyskomfort.

 

A jakie były okoliczności trzeciej aborcji ?

 

Przebieg trzeciej aborcji niczym się nie różnił od poprzednich. Ale był to czas, gdy psuł się już nasz związek. Było coraz więcej alkoholu, kłótni. Bardzo możliwe, że odreagowywaliśmy to, czego nie mogliśmy wypowiedzieć na głos, te aborcje jakoś w nas „siedziały”. Przy czwartej aborcji, kłótni, konfliktów było jeszcze więcej, to była relacja bez szans. Wtedy pierwszy raz zacząłem się modlić…

 

Pamiętasz ten moment ?

 

Tak, to był moment śmierci papieża Jana Pawła II. W domu rodzinnym mieliśmy taki zwyczaj, że modliliśmy się za dusze zmarłych. Gdy umarł papież, akurat wracałem do domu. Powiedziałem mu wtedy patrząc w niebo: ja się nie będę za Ciebie modlił ale Ty pomódl się za mnie. Albo żeby było dobrze w naszym związku (tego chciałem), albo niech ten związek się rozpadnie. To był przełom. Była wielka rozpacz, alkohol ale zacząłem stawać na nogi.

 

To był taki początek Twojej Chrystusowej Drogi….

 

Na początek była Spowiedź. Wcześniej nie rozumiałem grzechu „nie zabijaj”. Wydawało mi się, że nie moja ręka to zrobiła więc ja sam jestem ok. Ostatecznie oddałem ten grzech aborcji w Konfesjonale Panu Jezusowi, dostałem rozgrzeszenie. Potem trafiłem do wspólnoty. Na jednych z reklolekcji wystawiony był Najświętszy Sakrament. Adorowałem Go z taką myślą, że niby wszystko jest w moim życiu już poukładane ale coś mi przeszkadza. „Pokaż mi to” – zwróciłem się do Jezusa. Trzy dni później dostałem maila o rekolekcjach dotyczących uzdrowienia z ran seksualnych. Czułem, że muszę tam pojechać. Potem trafiłem na psychoterapeutów chrześcijańskich, u jednego z nich przeszedłem psychoterapię.

 

Była też Winnica Racheli *…

 

W moje urodziny dostałem taki prezent od Matki Bożej. W jakimś przypadkowym komentarzu na facebooku trafiłem na link do Winnicy Racheli. Wiedziałem, że muszę tam być. To były najważniejsze rekolekcje w moim życiu. Tam moje życie zostało uporządkowane, wszystko zawierzyłem Bogu, jakiś ważny etap został załatwiony. Pochowałem symbolicznie swoje dzieci, napisałem do nich list - to było mocne doświadczenie. Jego napisanie nie było tak trudne jak przeczytanie. Leciały mi łzy. Wiem, że moje dzieci to słyszały, to była bardzo osobista treść.

 

Czy Twoja była dziewczyna jakoś współuczestniczyła w Twoim odkrywaniu i porządkowaniu doświadczenia aborcji ?

 

Do byłej dziewczyny napisałem list, w którym ją przeprosiłem, że współuczestniczyłem w zamordowaniu naszych dzieci – nazwałem to po imieniu. Odpisała ale nie roztrząsała tematu. Napisała coś w stylu: „Ok, ja też przepraszam.” Dziś ma rodzinę, dziecko.

 

Teraz, od ponad 2 lat jesteś małżonkiem...

 

Tak. Myślę, że żona jest moim aniołem. Zna moją historię od początku. Zanim zaczęliśmy głębszą relację, to opowiedziałem jej wszystko w Medjugorie. Wysłuchała, nie oceniała. Nie mógłbym być z nią jakiś czas i powiedzieć jej o tym później. Chcielibyśmy mieć dziecko ale oddajemy to Bogu, jeśli nas obdarzy, to przyjmiemy całym sercem. Cały czas nie mamy swojego domu. Dziś bym już nie patrzył na to, czy mam ten dom czy nie.

 

Pan Bóg w całym swoim olbrzymim Miłosierdziu wybacza. Ale czy Ty sam sobie wybaczyłeś ?

 

Myślę, że rozumem tak ale tak naprawdę jak jest z sercem – tego do końca nie wiem. Ale może jest tak, że podświadomie wmawiam sobie, że nie zasługuję na coś bo „TO” zrobiłem. Staram się modlić, zadośćuczynić ale nie wiem, czy tak do końca sobie wybaczyłem. Minęło kilkanaście lat, nachodzą mnie takie myśli, że miałbym teraz dorosłego syna, może pracowalibyśmy razem…. Tego nie da się zapomnieć. Jestem świadomy, że mam dzieci. To ból, że one są, ale nie były nigdy ze mną. Jedyne, co mogę zrobić to zwracam się do nich na modlitwie.

 

Co byś powiedział facetom, którzy wspierają swoje kobiety w aborcji ?

 

Zapytałbym się, czy w ogóle wiedzą, co to jest aborcja. Bo ja nie miałem tej świadomości, którą mam teraz, gdy w niej współuczestniczyłem. To nie jest tylko „zlepek komórek”. Spytałbym, czy wiedzą jaką sobie robią krzywdę, kobiecie, dziecku, Bogu. Bo to są konsekwencje na całe życie. To tak nie działa: sprawa załatwiona, nie ma tematu. To się potem zagłusza alkoholem, narkotykami, innymi sposobami. Ale to ucieczka. Tylko że przed tym się nie ucieknie…

 

Dziękuję za rozmowę.

 

* Winnica Racheli – organizacja religijna i wspólnota pomagająca w uzyskaniu uzdrowienia po aborcji. Umożliwia przepracowanie doświadczenia aborcji i zwrócenie uwagi na to, w jaki sposób doznana strata wpływa na przeszłość i teraźniejszość każdego, kto jej doświadczył.

Małżeństwa, matki, ojcowie, dziadkowie i rodzeństwo usuniętych dzieci, jak również osoby, które były zatrudnione w przemyśle aborcyjnym przychodzą do Winnicy Racheli w poszukiwaniu pokoju i uzdrowienia wewnętrznego. Winnica działa w 82 krajach świata.