Wesprzyj fundację
0
0

Nigdy się nie nudzę !

Nigdy się nie nudzę !

Nigdy się nie nudzę !

"Ojcowie wielodzietni są arcymistrzami w zarabianiu pieniędzy na tysiąc jeden sposobów – pracują na etacie, biorą wszelkie zlecenia, zakładają własne firmy." - czytamy na jednym z blogów o wielodzietności. Podobnie jak kobiety,  przytłoczeni powinnościami, oczekiwaniami i zadaniami wynikającymi ze swojej najważniejszej życiowej roli - współcześni ojcowie mogą czuć się zmęczeni. W codziennej gonitwie, próbują dać swoim dzieciom  wszystko, co tylko mogą, nie oczekując na jakikolwiek zwrot. Bo oczywistym jest, iż dziecko nie jest zdolne do oddania rodzicom ich zaangażowania, a jedynie do tego, by umiejętnie korzystać z otrzymanego od nich dobrodziejstwa i  móc przekazywać je kolejnym pokoleniom. Czy to oznaczałoby, że dzieci niczego nie dają swoim kochającym ojcom, a oni sami postrzegają swoją wielodzietność jako pasmo niekończącego się wysiłku i zmęczenia ?  Poznajcie Ojców, którzy opowiadają o tym, w jaki sposób duża rodzina staje się dla nich niewyczerpanym źródłem ich ojcowskiego rozwoju i dobrych emocji....
 

 

Piotr, mąż Izy od 24 lat, tato 5 córek i 1 syna. Menadżer, dowcipniś, motocyklista. Kocha sport.



Nasz dom jest pełen rozmów, uśmiechu i …płaczu. Uczymy się dzielić uwagą, czasem, pieniędzmi, przestrzenią. Negocjujemy - dużo negocjujemy i ucieramy poglądy. Bardzo dużo rozmawiamy, głównie przy wspólnych posiłkach. Dzieje się! Jest życie. 

 

Grzegorz, mąż Marii, ojciec 12 dorosłych już dzieci. Muzyk i społecznik.


Moje budowanie ojcostwa wielodzietnego zrodziło się z miłości do każdego życia, które powołuje Bóg w ścisłej współpracy z człowiekiem. Ja z Żoną zawsze chcieliśmy mieć dużą Rodzinę i mamy. Doświadczyliśmy w związku z wielodzietnością wielu przykrości,  ale dzisiaj kiedy dzieci urosły i zostały ukształtowane na dobrych ludzi nie mamy problemów. Dzieci służą nam pomocą w każdej chwili, na każdy możliwy sposób, jesteśmy w 100% otoczeni Wielką Miłością i Opieką. Poza tym, ileż radości jest ze spotkań, które w naszym domu odbywają się praktycznie codziennie, wspólne wypady na łono natury, święta i uroczystości, urodziny, imieniny, śluby, rocznice itp,  na moje koncerty muzyczne przychodzą nasze dzieci. Jesteśmy razem, Rodziną Bogiem silną. Moja Żona pochodzi z rodziny wielodzietnej (dziesięcioro dzieci), ja również pochodzę z rodziny wielodzietnej (dziewięcioro dzieci). Nigdy nie chcielibyśmy mieć małej rodziny, chociaż to też są piękne rodziny. Ale Rodzina Wielodzietna, to największy Dar i Błogosławieństwo od Boga. To najpiękniejsza rzecz, która nas w życiu spotkała.

 


Jacek, lat 44,  mąż Ani, ojciec 6 dzieci: 4 synów i 2 córek, finansista i społecznik:



Dzieci uczą mnie, że Bóg jest twórczy i kocha różnorodność. Każde dziecko jest tak inne, wyraża swoje zdanie w różnorodny sposób. Kocham patrzeć na relacje miedzy dziećmi, jak się kochają, kłócą, godzą, bawią i doceniają. Odkrywam w każdym z dzieci inne pasje, talenty, zdolności i marzenia. Jestem bardzo dotknięty jak się modlą o siebie: jak przepraszają i dziękują za swoje rodzeństwo i rodziców. Nigdy się nie nudzę, właściwie nie potrzebuję telewizora, bo komedie i tragedie dzieją się codziennie.

 


Mateusz, lat 48, mąż Wiktorii, tata 4 córek  w wieku 15 do 4 lat. Przedsiębiorca, miłośnik Marqueza. Lubi gotować.



Nie spodziewałem się, że zostanę ojcem 4 córek.  Bardzo lubimy ze sobą przebywać. Wydaje mi się, że jeśli w rodzinie jest sympatia, to jest dobrze. Dziewczyny uczą mnie każdego dnia. Moje córki kłócą się, kochają, mają różne punkty widzenia. Często odmienne od mojego.  Śmieję się, że mam taki przyspieszony kurs rozumienia kobiecej psychiki. Przy pierwszej córce kolor różowy, koraliki i księżniczki to było dla mnie odkrywanie całkiem nieznanych lądów. Trochę taki eksperyment. Na szczęście moja żona wspierał mnie w tym oswajaniu i dziś jestem już mocno dalej w tych kobiecych tematach. Moja żona śmieje się, że przy 6-stej córce będę już biegły. Mam takie wrażenie, że dzięki odkrywaniu świata moich córek, łatwiej mi też zrozumieć żonę. Pewnie będzie tak, że nieraz jeszcze moje dziewczyny mnie zaskoczą. I to jest chyba najlepsze - życie w ten sposób zmusza mnie do nieustannego rozwoju.  Nie ma tak, że będę "odcinał kupony" od wcześniejszych doświadczeń.

 


Tomasz, lat 53, mąż Moniki, tata 22-letniego Karola, 20-letniej Lilianny, 16-letniej Karoliny i 12-letniego Maurycego. Nauczyciel akademicki. Gra na gitarze i śpiewa.



W tym, że w rodzinie pojawia się dziecko, jest jakiś geniusz - Boga, Natury, Przeznaczenia. Gdy pojawiały się kolejno moje dzieci, już w okresie ciąży czułem, jak buduję z nimi jakąś szczególną więź. Skoro ja miałem to uczucie budowania więzi, to nie umiem wyobrazić sobie, co czuje, jak przeżywa to kobieta. Moja żona może mi to tylko opowiedzieć słowami. Narodziny Karola to był przełom. To był chyba moment, gdy naprawdę stałem się mężczyzna tak "pełna gębą", jak to się mówi. Wszystko, co było wcześniej - praca, przyjemności, hobby, pieniądze - to wszystko nagle stało się niczym. Priorytet stał się jasny, kręgosłup moralny wskoczył na właściwe miejsce. Kolejne dzieciaki tylko mnie w tym utwierdzały. Największa wartość, jaka dała mi rodzina wielodzietna to właściwa hierarchia wartości. 

 

Olgierd, lat 65, ojciec 6 dorosłych dzieci - 3 córek i 3 synów  wieku 27 - 42 lata. Lekarz, któremu nie spieszy się na emeryturę choć nieco zwolnił. Wędkuje.

 


Przez 40 lat pracowałem w szpitalu. Medycyna to zaborcza dziedzina - kawałek życia "pod telefonem", gdy w każdej chwili można zostać wezwanym do pracy. Wiem, że moje dzieci nie miały mnie wystarczająco dużo. Zdarzało się, że nie było mnie przy nich w ważnych dla nich chwilach, nie na każdych ich urodzinach byłem. Dlatego w pewnym momencie musiałem nauczyć się maksymalnie wykorzystywać czas z nimi. Postawiłem na jakość tego czasu. I tu nie chodziło o wielkie rzeczy, wyprawy nie wiadomo dokąd. Wystarczył czas w ogrodzie przy grządkach, wspólne spacery z psem, gdzie w układzie jeden na jeden (osobno z każdym dzieckiem), córka czy syn miał mnie do całkowitej dyspozycji. Dzięki temu moje dzieci nauczyły mnie życia chwilą, nie wybiegania w przyszłość. Tak naprawdę dopiero one nauczyły mnie, że to jest właśnie szczęście.

 

Dzielenie się (nie tylko rzeczami materialnymi), negocjacje, radość z codziennych spotkań, autorefleksia i empatia... Lista otrzymywanych od dzieci "skarbów" jest bardzo długa. Wielodzietni ojcowie codziennie uczestniczą w pisanej przez siebie, swoje dzieci i żony sztuce życia, która raz jest dramatem, a innym razem nieoczekiwaną komedią. Bycie świadkiem i aktywnym uczestnikiem  to niekwestionowany, największy skarb. W takiej sytuacji telewizor rzeczywiście staje się niepotrzebny...