Od 23 lat Katarzyna i Jarosław Cieciurowie uczą narzeczonych oraz małżonków, jak żyć z własną płodnością w sposób zgodny z naturą. Wychodząc naprzeciw coraz częstszemu problemowi niepłodności, prowadzą także przychodnię medyczną. O swoich doświadczeniach w pracy z parami opowiadają w rozmowie z Iwoną Duszyńską.
Jarosław: - Małżonkowie decydują się na dziecko zdecydowanie później niż kiedyś. A im człowiek młodszy, tym zdrowszy i ma lepszą płodność.
Katarzyna: - Perspektywa naszych rodziców była inna. Będąc w wieku ok. 20 lat, pobierali się i zakładali rodzinę. Często pochodzili z rodzin wielodzietnych i sami zostawali rodzicami co najmniej trójki dzieci.
Jarosław: - Koniec lat 60-tych, lata 70-te i jeszcze 80-te to czas, gdy funkcjonował model rodziny, który mieścił się w "maluchu", czyli 2+2. Więcej dzieci do "malucha" nie weszło. Powszechnym zjawiskiem była terminacja ciąży na wyciągnięcie ręki. Lekarz proponował i już... Wiele małżeństw z pokolenia naszych rodziców jest dziś okaleczonych tymi aborcjami.
Katarzyna: - Następne pokolenie tworzymy my – ludzie aktualnie w wieku 45-50 lat, którzy zaczęli realizować założenia typu: „Niekoniecznie od razu małżeństwo. Najpierw studia, kariera…". Kiedy się pobieraliśmy, nie były dostępne badania, które przygotowuje się współcześnie, a pokazują one, że od 20% do 50% małżeństw i par boryka się z problemem braku płodności.
Co możecie powiedzieć o tych parach, pacjentach, opierając się na własnym doświadczeniu?
Jarosław: - Do naszej przychodni trafiają często pary ok. 40-go roku życia. Niektóre z nich zostały właśnie małżonkami. To coraz silniejszy trend. Na kursach dla narzeczonych rozmawiamy z niemal równolatkami, bo często uczestniczą w nich osoby niewiele młodsze od nas.
Czy dojrzali narzeczeni, mają świadomość tego, że decyzja o późniejszym założeniu rodziny może wiązać się z problemem niepłodności?
Katarzyna: - Są osoby, które chcą się nauczyć metod i współdziałać z naturą, to ludzie świadomi, np. studenci w okresie narzeczeństwa intensywnie przygotowujący się do małżeństwa. Spotykamy też wielu przyszłych małżonków z niewielką świadomością tematu. To często pary, które wyznają zasadę, że „Na wszystko przyjdzie czas". Tymczasem po 5-10 latach stosowania farmakologicznej antykoncepcji, może pojawić się realny problem z poczęciem dziecka. Po odstawieniu antykoncepcji starają się np. od roku i nie ma upragnionego efektu, co rodzi ogromną frustrację. Nie dostrzegają jednak konsekwencji długoletniego stosowania antykoncepcji. „Ale lekarz mi nie powiedział, że będę miała problemy." - często pada tego typu stwierdzenie.
Jarosław: - Odpowiedzialność zrzuca się zwykle na lekarza, a wina nie leży jedynie po jego stronie. Mieliśmy rozmowy z młodymi narzeczonymi na temat antykoncepcji. Zapytałem chłopaka: „Czytałeś ulotkę?". Odpowiedź zabrzmiała: „Nie”. Dziewczyna na to: „A powiedziałeś, że przeczytasz." Pytamy ich też o to, czy chcieliby wrócić do czystości przedmałżeńskiej. Panie najczęściej odpowiadają pozytywnie, panowie oponują – „A co ze mną?". Jako przedstawiciele INER-u (Instytut Roetzera, przyp. red.) proponujemy program rozmawiania o płodności adresowany do matek i córek. Edukację młodych kobiet należy rozpocząć jak najszybciej. Poprzez wspólne rozmowy rozwija się też relacja rodzic – dziecko. U nas również będą się odbywały takie spotkania. Aktualnie jesteśmy zaangażowani w realizację bardzo dobrego programu dla narzeczonych „Przed nami małżeństwo" realizowanego w diecezji katowickiej oraz kursu „Przed nami maleństwo", w ramach którego przyszli kursanci m.in. nabywają umiejętności stosowania metody Roetzera. Narzeczeni, ale też małżeństwa, kierowani są na zajęcia również przez lekarzy naszej przychodni. To też sposób na wzajemne ubogacanie się młodszych i starszych.
Gdybyście mieli wyjaśnić kompletnemu laikowi, na czym polega metoda Roetzera, co byście mu powiedzieli?
Jarosław: - To jak z nauką wiązania sznurowadeł. Kiedy byliśmy mali, trenowaliśmy do skutku. Nasz kurs trwa ok. 8h, z 1,5 miesięczną przerwą na prowadzenie obserwacji. Metoda wymaga pewnej samodyscypliny, można sobie jednak pomóc sobie, np. nastawić przypomnienie czy wgrać aplikację Inner Cycle, stworzoną przez polskich informatyków, tłumaczoną aktualnie na inne języki. Mogą z niej korzystać też lekarze, co ułatwia im dobranie leków dla pacjentki odpowiednio do fazy cyklu.
Katarzyna: - Mówimy też parom, że dzięki NPR mogą towarzyszyć swojemu dziecku od pierwszego dnia jego życia, gdyż mają świadomość, kiedy ma miejsce czas około owulacyjny. Jeśli małżonkowie obserwują 19-20 dzień podwyższonej temperatury, już wiedzą, że od tylu dni są rodzicami, a nie od momentu, kiedy lekarz im to oznajmi. Mając świadomość, że jesteś w ciąży, idziesz do dentysty, przekazujesz mu o tym informację, dzięki czemu zapewniasz sobie bezpieczne dla dziecka znieczulenie. Idziesz na imprezę i nie pijesz alkoholu. Świadome rodzicielstwo zaczyna się od momentu poczęcia, a nawet i przed nim.
Jarosław: - Myślę, że ważnym krokiem w propagowaniu wiedzy na ten temat, jest fakultet o płodności na uczelniach medycznych zainicjowany przez panią dr Natalię Suszczewicz, dla studentów 4 i 5 roku studiów medycznych. Studenci często są zdumieni tym, jak wielu faktów mogą jeszcze odkryć o płodności człowieka. Zajęcia są dostępne na kilku uczelniach medycznych w Polsce, mają bardzo dobry oddźwięk. Brakuje nam jednak spójności w działaniu. Mamy sporą liczbę nauczycieli NPR, a z drugiej strony wielu lekarzy, którzy nie mają wiedzy o tych metodach, nie mieli nawet okazji, żeby je poznać.
W jaki sposób współpracujecie: wy – pacjent - lekarz? Jak to działa?
Jarosław: - Bardzo różnie. My akurat mamy przywilej pracy we własnej przychodni. Prowadzimy w niej kursy rozpoznawania płodności, do uczestnictwa w których zachęca pacjentów lekarz specjalista. Współpracują z nami nie tylko doświadczeni ginekolodzy, ale również neurolog czy hematolog.
Katarzyna: - INER wystąpił z propozycją do parlamentu, by nauczycielom metod naturalnych przyznać uprawnienia pracownika medycznego, by mogli pracować w przychodniach. Nauczyciele tych metod mają sporą wiedzę, przechodzą specjalistyczne szkolenia, odnawiają dyplomy. Lekarzom byłoby łatwiej, gdyż - jak sami mówią - nie mają czasu na nauczanie tych metod w gabinecie podczas wizyty.
Jarosław: - W Polsce olbrzymia grupa ludzi uczy naturalnych metod, ale skala ich oddziaływania jest niewystarczająca. Gdyby ta wiedza była równie łatwo dostępna, jak w antykoncepcja w aptece, wiele kobiet mogłoby z tego skorzystać i tym samym zadbać o swoje zdrowie.
W jaki sposób metoda Roetzera może wspomóc diagnostykę niepłodności?
Katarzyna: - Metoda pokazuje przede wszystkim, czy mamy dwufazowy cykl, czy była owulacja. Czy jest odpowiednio długa druga faza. Jeśli jest za krótka, lekarz zyskuje istotne dane do diagnozy. Niezwykle ważne są wskaźniki typu temperatura i śluz, zanikanie/pojawienie się go. Bez wiedzy o cyklu, bazowanie jedynie na badaniu w gabinecie, to czasami zbyt mało, by dokładnie przyjrzeć się problemom pacjentki. Posłużę się przykładem pacjentki, która miała długie cykle. Ginekolog stwierdził, że za długie, zatem przepisał jej hormony na "uregulowanie cyklu". Kobieta jednak wciąż nie zachodziła w ciążę. Na kursie nauczyła się obserwacji. Okazało się, że przy jej długich cyklach owulacja ma miejsce w 28 dniu, czyli wtedy, gdy u przeciętnej kobiety cykl dobiega końca. Nasz lekarz dostosował leczenie do jej indywidualnego cyklu. Aktualnie to małżeństwo stara się już o drugie dziecko. To właśnie dają metody naturalne. Nie sposób wrzucić wszystkich cykli do jednego worka, przyłożyć do tego samego szablonu. Może się zdarzać dłuższy cykl, taka uroda kobiety, o ile nie ma stwierdzonych nieprawidłowości medycznych. Trzeba się obserwować. Jeśli lekarz ingeruje w organizm bez wiedzy o cyklu, działa podręcznikowo. By im skutecznie pomóc, potrzeba działania wielopoziomowego i wzajemnej współpracy lekarz – pacjentka.
Czy dieta może mieć wpływ na płodność?
Jarosław: - Styl życia, czyli odżywianie, ruch, badania okresowe, mają ogromne znaczenie. Kibicujemy na przykład pracy dr Ewy Dąbrowskiej, która osiąga bardzo dobre wyniki we wsparciu prawidłowego funkcjonowania organizmu kobiety. Organizuje np. turnusy dla par niepłodnych, na których konsultacją służą m.in. ginekolog i urolog. Istnieją również specjalne programy przygotowujące kobiety do poczęcia dziecka. Dziś zdarza się, że maleństwo rodzi się np. z cukrzycą. Na takie sytuacje pracujemy jako ludzkość, nie dbając o środowisko naszego życia. Mamy jednak wspaniałych fachowców, którzy zarażają innych zdrowym stylem życia.
Jak postrzegacie aktualny stosunek Polaków do wielodzietności? Czy Waszym zdaniem program 500+ odgrywa w nim jakąś rolę?
Katarzyna: - Mieliśmy pięcioro dzieci na długo przed wprowadzeniem 500+. Czy więcej się słyszy o dużych rodzinach? Chyba tak. Kiedy stawaliśmy się wielodzietną rodziną, stanowiliśmy wyjątek wśród znajomych. Myślę, że dziś nie ma już takiego zamknięcia na wielodzietność jak kiedyś.
Jarosław: - Statystyki urodzeń po wprowadzeniu 500+ jednak nie wzrosły. A w Europie, a szczególnie w Polsce, wciąż rodzi się zbyt mało dzieci, by zapewnić np. zastępowalność pokoleń.
Katarzyna i Jarosław Cieciurowie, certyfikowani nauczyciele rozpoznawania płodności metodą Roetzera, absolwenci Studium Teologii Rodziny w Krakowie. Odkąd zostali 23 lata temu małżeństwem, zajmują się edukują narzeczonych w ramach prowadzonych przez siebie nauk przedmałżeńskich, a także nauczają i propagują wiedzę nt. naturalnych metod planowania rodziny (NPR), zarówno w ramach pomocy parom mającym trudności z poczęciem dziecka, jak i chcącym odłożyć je na później. Prowadzą wielospecjalistyczną przychodnię medyczną www.naturalnie.org.pl w Rybniku.