Wesprzyj fundację
0
0

Następny proszę ! cz.1

Następny proszę ! cz.1

Następny proszę ! cz.1

"Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania". Takie przesłanie, Sebastian Stalmach umieścił na swoim samochodzie, którym wraz z innymi członkami Wspólnoty Trudnych Małżeństw "Sychar" podróżuje po całej Polsce głosząc Dobrą, nie tylko małżeńską, Nowinę. O tym, czym jest trudne małżeństwo, Łaska Boga i cierpliwość, codziennie przekonuje się na własnej skórze... Choć jest po rozwodzie, od 11 lat niezmiennie czeka na powrót swojej Sakramentalnej Żony. Zapraszamy do lektury pierwszej części niezwykłego świadectwa Sebastiana.


Łajza, której można było się wstydzić


Jestem "genetycznie skażony" alkoholem. Pił dziadek, ojciec i ja też, choć do 24 roku życia nie wypiłem ani kropli. Od małego byłem samowystarczalny, zaradny, sprytny, dobrze się uczyłem. Nauczyłem się polegać tylko na sobie  - jak się później okazało - z tego powodu nie nauczyłem się prosić o pomoc. Takie dziecko - bohater. Byłem najstarszy z trojga braci. Potem ożeniłem się z Ulką i w końcu to "radzenie sobie" gdzieś puściło. Zacząłem pić. Piłem strasznie dużo piwa. Problem narastał powolutku, piłem coraz więcej. Aż w końcu przestałem panować nad piciem, życiem, małżeństwem... Żona mnie wkurzała więc "to była jej wina". Nie znałem wtedy Pana Boga i polegałem na sobie. Dobrze mi się wiodło, firma mi się rozwijała, miałem pieniądze. Trafiały mi się roboty wyjazdowe - bardzo prestiżowe. Remontowałem m.in. Bibliotekę Papieską, jeden z warszawskich sądów. Zacząłem wpadać w długi bo nie umiałem dobrze zarządzać pieniędzmi. Próbowałem łatać dziury finansowe ale marnie mi to szło.  

Każdego dnia byłem zalany "w trupa". Wiem, że wyrządziłem tym swojej żonie mnóstwo krzywdy. Wiecznie mnie nie było w domu, a jak już się w nim zjawiałem, to byłem pijany. To Ulka zmagała się z komornikami, gdy ja uciekałem przed konfrontacją z tymi sytuacjami. Robiąc porządki, znajdowała stosy puszek. Gdy dziś przypomnę sobie, jakie rzeczy odwalałem, to trudno mi uwierzyć, że to byłem ja. W końcu  wszystko się rozleciało - firma, małżeństwo, rodzina. Zostałem sam z długami. Zdarzało mi się mieć taką biedę, że liczyłem, czy wystarczy mi drobnych na bułkę z której połowę zostawiałem na drugi dzień. Zimą dwa razy po kilka dni spałem w busie. Zdarzało mi się wejść w środku nocy do naszego domu, by po kryjomu się wykąpać w piwnicy. Gdy udało mi się wyłudzić zaliczkę od klienta, tułałem się po hotelach. Umówionej roboty nie realizowałem. Trudno mi było przyznać się innym do sytuacji, w jakiej się znalazłem - na przykład  poprosić  mamę o pomoc. Wszystko to ukrywałem. Ciągle piłem i od razu było po mnie widać, że jestem alkoholikiem. Takim łajzą, której można się było wstydzić. 


Mocne postanowienie poprawy


Aż nastał taki czas, kiedy zapragnąłem przestać pić. Wtedy  okazało się, że jest to niemożliwe, nawet na jeden dzień. Codziennie wymyślałem wspaniały plan na kolejny dzień, który obejmował to, co mam zrobić, by się nie napić. Ale się nie udawało. Nadchodził kolejny dzień, a ja miałem jeszcze bardziej doskonały plan. I znów porażka. Ta kompletna niemoc zabijała mnie bardziej niż picie. Jednak przyszedł w końcu taki dzień - to był 2 listopada 2011 roku, kiedy się nie napiłem. Tak po prostu. Ten dzień był tak dziwny, że do dziś pamiętam, jak bardzo nie potrafiłem odnaleźć się w tym niepiciu. Nie napiłem się też kolejnego dnia, a po tygodniu bycia trzeźwym pomyślałem sobie, że trzeba to oblać. Na szczęście to była tylko myśl, której nie zamieniłem w czyn. Od tego czasu minęło 10 lat, a ja nie piję. Musiałem nauczyć się życia na nowo.


Żona aż po grób


Na przestrzeni 2-3 lat, gdy to wszystko się działo, na zmianę  wyprowadzałem się od żony i wracałem. W 2010 roku sąd orzekł separację, o która wystąpiła Ulka. Ja w 2011 przestałem pić. Niedługo potem zaczęła się spotykać z innym mężczyzną. Od kilku lat jesteśmy po rozwodzie, choć od 11 nie mieszkamy już razem. 

Myślę, że ciągle jest tak, że by mi oczy wydłubała ale prawdą jest, że bardzo ją skrzywdziłem.  Już dawno przeprosiłem Ulkę za te wyrządzone krzywdy ale wiem, że dziś zrobiłbym to inaczej, lepiej. Ale myślę sobie też, że przepraszam ją także swoim codziennym, nowym, dobry życiem. Ona to widzi. Gdy przestałem pić, to uwierzyła mi dopiero po pół roku. Kiedy  przepraszałem i prosiłem o wybaczenie, uznała, że jest już za późno. Podczas sprawy rozwodowej, starałem się nie atakować, mówiłem o tym, co zrobiłem, by to małżeństwo uratować. Przyznawałem się do błędów, wspominałem o warsztatach, rekolekcjach. Sędzina uzasadniając wyrok rozwodowy, kilka razy powiedziała: "Piękne i wspaniałe jest to, co Pan zrobił ale to już jest za późno." Wierzę jednak, że Ulka wróci. Fajnie by było, gdyby wróciła.


Bohater


Ania ma 19 lat, Marysia 13. Nie walczyłem o to, by dzieci zostały ze mną za wszelką cenę. Początkowo obie dziewczyny po rozwodzie zostały z żoną ale miałem i mam z nimi dobry kontakt. Tak się jednak zdarzyło, że od 4 lat starsza z naszych córek -  Ania mieszka ze mną. Między nią a żoną zdecydowanie się nie układało. Choć między nimi bywało kryzysowo, nie chciałem ich rozdzielać. Zdecydowaliśmy więc, że Ania zamieszkała ze mną. Teraz relacje Ani z mamą się poprawiły.  

Gdy Ania mieszkała z mamą, opuściła się nauce, wagarowała, zarywała całe noce w Internecie. Jak przyszła do mnie, to zażądałem, by najpóźniej o 23:00 była przygotowana do szkoły, telefon na noc musiała zostawiać w kuchni. Po 2 dniach powiedziała mi: "Tato, zaczynam się ogarniać", nawet w szkole zjawiała się przed czasem. Ale nie jest idealnie. Odeszła zupełnie od Pana Boga. Choć nigdy jej nigdy nie pchaliśmy w żadne środowiska religijne. Wcześniejsza Oaza, pielgrzymki, rekolekcje - to były inicjatywy Ani. Gdy ja sam zacząłem się nawracać, to się jeszcze od niej uczyłem. Ale wiem, że wróci do Pana Boga. To, co mogę zrobić, to dawać jej dobry przykład. Kiedy kupowałem samochód, spytała, czy mam odpowiednia ilość pieniędzy. Odpowiedziałem: "Modlę się, to mam." 

Gdy młodsza z moich córek - Marysia miała niespełna 2 latka, ja już nie mieszkałem w domu. Ona myślała, że tak wygląda normalne rodzina, że tata mieszka poza domem Walnęło mnie mocno, gdy w końcu to do mnie dotarło. Na szczęście Pan Bóg tak mi ponaprawiał relacje z dziewczynami, że jestem dla nich najlepszym ojcem na świecie. Marysia często jeździ ze mną na rekolekcje, spotkania Sycharu... Zdarza się, że ktoś na rekolekcjach podchodzi i pyta mnie:  "Jak ty to robisz, że masz takie fajne relacje z dziećmi ?". Dzięki byciu i działaniu w Sycharze, dzięki prowadzeniu Pana Boga, jestem "bohaterem" moich córek. Podziwiam je, że przez te 11 lat one chcą, abyśmy byli z moją żoną razem. Każda tego chce i każda to inaczej okazuje choć starsza w to nie wierzy. Pamiętam taka sytuację jak przyszliśmy na występ Ani, która na co dzień śpiewa w Domu Kultury. Siedzieliśmy razem: ja, Marysia i Ulka. Wówczas Marysia chwyciła dłoń moją i Ulki byśmy się chociaż dotknęli. 


Następny, proszę


Gdy przestałem pić, wciąż żyłem bez Pana Boga. Zostałem sam z życiem, które runęło. Ale całe to moje niepicie zadziało się kompletnie bez terapii. Wcześniej podejmowałem próby spotkań w ramach AA, ale po każdym takim spotkaniu wychodziłem się napić. Dałem więc sobie spokój. A tutaj, sam po prostu przestałem. Wszystko odeszło do tego stopnia, że nawet mogłem kupować alkohol ojcu, gdy mnie o to poprosił, nie musiałem też unikać zakrapianych imprez – we wszystkich tych sytuacjach i miejscach w ogóle nie ciągnie mnie do picia. Pomyślałem sobie wtedy, że to musiał być cud. Równo rok później, 2 listopada 2012 trafiłem do Częstochowy. Na przestrzeni tego roku miałem taki sen...  stałem w kolejce do Pana Boga. Gdy przychodzi moja kolej, Pan Bóg mówi: "Sebastian, ty za dużo pijesz więc już nie będziesz pił. Następny, proszę." Czułem, że to jednak nie wszystko, ze Pan Bóg czegoś ode mnie chce. Że kolejny krok należy do mnie. Ten kolejny krok to miała być Spowiedź. 

W ciągu tego roku, gdy mogłem jeszcze przychodzić w soboty do dzieci, za którymś razem żona poprosiła, bym wcześniej pojechał, bo wybiera się na Tyski Wieczór Uwielbienia. Chciała się do tego przygotować. Rozumiałem to i nie protestowałem. Po kryjomu, kierowany jakąś ciekawością pojechałem tam i ja. Nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Postanowiłem poszukać tego kościoła z myślą, że już tam zostanę. Chciałem znaleźć takie miejsce, w którym żona by mnie nie zauważyła. Zależało mi na tym, by mogła to Wielbienie przeżyć swobodnie. Na chórze trafiłem na extra miejscówkę. Jednak gdy tam uklęknąłem, to wstałem dopiero po 8 godzinach. Aż nadeszła godzina wieczoru uwielbienia. Tak naprawdę nie znałem Pana Boga, żyłem w grzechu. Klęcząc przez te 8 godzin, przepraszałem Go za to moje kiepskie życie. Pomyślałem, że za to moje kiepskie życie powinienem iść na kolanach do Częstochowy. Postanowiłem, że pójdę tam na pieszą pielgrzymkę. Sam. 


Uchylone drzwi


Początkowo chciałem iść do Częstochowy na piechotę. Spakowałem sie, zrobiłem plan wędrówki. Wyszedłem o 24:00 z myślą by dotrzeć w 18h przed zmierzchem. Ostatecznie Duch Święty podpowiedział mi, że nie o to chodzi, że mam się tam wyspowiadać. Po czterech godzinach wędrówki wsiadłem w nocny pociąg i o 7:00 byłem na Jasnej Górze.

Wchodzę, a tam Kaplica Pokuty. Bardzo zaimponowało mi to miejsce z dużymi zamykanymi konfesjonałami.  Poszedłem  przywitać się z Matką Boską, wstąpiłem po drodze do Kaplicy Serca Pana Jezusa. Gdy tam klęczałem, byłem w opłakanym stanie - bez żony, rodziny, w grzechu, z długami. Poczułem  tam jednak taki spokój w sercu, jakiego nigdy wcześniej nie miałem. To był ułamek sekundy. 

Przez kolejne 8 godzin nie umiałem wejść do Konfesjonału. Pomodliłem się, i w tył zwrot. I tak ciągle. "Polowałem" na młodszego spowiednika,  bym miał więcej odwagi. Któryś mi przypasował i nic - znów nie mogłem wejść. W końcu mówię sobie chłopie, przecież ty się przed Bogiem spowiadasz, a nie przed kapłanem. Stary, młody - co za różnica ? Byłem tą wewnętrzna walką strasznie zmęczony. Postanowiłem, że idę z tej jasnej Góry, wrócę rano, że tak będzie mi łatwiej. Poszedłem się pożegnać z matka Boską, Jezusem. I nie wiadomo czemu, poszedłem  pożegnać się z Kaplicą Pokuty. Usiadłem jeszcze na chwilę przyglądając się jednemu z Konfesjonałów. Obok znajdowała się grupa ludzi ale nie było do niego regularnej kolejki. Zobaczyłem uchylone drzwi, przez które nikt nie wchodził. Czemu nikt tam nie idzie ? - zastanawiałem się w duchu. To były drzwi otwarte specjalnie dla mnie. Nie miałem już odwagi, by zwiać. Ta Spowiedź trwała 1,5 godziny i była to pierwsza dobra Spowiedź w moim dorosłym życiu. Następnie poszedłem na Mszę Świętą, przyjąłem do serca Pana Jezusa, wziąłem Pismo Święte i czytałem po kolei te rozdziały Ewangelii Mateusza, które miałem przeczytać w dogodnym dla siebie czasie w ramach Pokuty. To Słowo zaczęło mnie fascynować. Od tego dnia zacząłem się pilnować, by regularnie chodzić do Spowiedzi, przyjmować Pana Jezusa, czytać Słowo Boże. I wtedy pan Bóg zaczął robić ze mną cuda...



CDN...



wysłuchała: Iwona Duszyńska




Sebastian Stalmach, od 21 lat niezmiennie sakramentalny mąż Ulki. Ojciec 19-letniej Ani i 13-letniej Marysi. Od 10 lat działa we wspólnocie Trudnych Małżeństw Sychar, gdzie - dzięki temu, że Pan Bóg nie bał się zaryzykować -  służy jako Lider Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej Sychar w Tarnowskich Górach, jest członkiem Rady Wspólnoty Sychar. Prowadzi Zespół Logistyczno-Ewangelizacyjno-Medialny, koordynuje działania Sycharu na Śląsku, jest zaangażowanym uczestnikiem Ogólnopolskiej Szkoły Ewangelizatorów. Zapewnia, że przy tych wszystkich działaniach z Panem Bogiem, ma jeszcze jakieś luzy do zagospodarowania. Lubi spędzać czas z samym sobą (oczywiście w obecności Pana Boga). Interesuje się tym, co dobre. Wolne chwile spędza pomagając innym i samemu sobie. Z zawodu hydraulik. Osoby przeżywające trudności w małżeństwie zaprasza do kontaktu: seba1.sychar@gmail.com