Wesprzyj fundację
0
0

Mistrzyni cudownego rozmnożenia

Mistrzyni cudownego rozmnożenia

Mistrzyni cudownego rozmnożenia

Cover utworu "Weź nie pytaj" stworzony z okazji 50-tych urodzin przez 9 jej dzieci, obejrzało w Internecie ponad 250 tys. ludzi. Kamila Skwarek, wielodzietna mama - jak sama mówi - dziś spija śmietankę ze swojego wieloletniego macierzyńskiego zaangażowania. W szczerej i pełnej dystansu rozmowie z Iwoną Duszyńską zdradza kilka rodzinnych sekretów. Z wywiadu dowiecie się między innymi, jak przeprowadzić "test" na dobrego zięcia i synową, czy planowanie dzieci ma sens, czy warto "wziąć się za bary" z trudnościami i na czym polega mądre korzystanie z poradników dla rodziców.

Poznajcie kobietę szczęśliwą, spełnioną w roli mamy, której wielodzietność daje wolność -  mistrzynię cudownego rozmnożenia szczęścia i miłości, których nie da się przeliczyć na żadne pieniądze czy zawodowe sukcesy.

 

Pani Kamilo, rozmawiam z matkami i ojcami  wielodzietnymi, sama mam doświadczenie 4 dzieci. Wszyscy dochodzimy do podobnych wniosków, że paradoks polega na tym, że przy pierwszych dzieciach jesteśmy zmęczeni, wyczerpani, a przy kolejnych już zupełnie... Mamy taki rodzaj "przepływu"....

 


To chyba dlatego, że dojrzewamy, coś odpuszczamy. Na pewno jest tak, że dostajemy tyle, ile jesteśmy w stanie przyjąć i dać. Pan Bóg wie, co robi. Ktoś mi powiedział kiedyś, że jak Pan Bóg daje dzieci, to też da na dzieci. I to jest prawda. Bardzo głęboko w to uwierzyłam. I to jest prawda. 


Dostajemy i się przyzwyczajamy do nowej sytuacji. Uczymy się przez doświadczenia  i dzięki temu zyskujemy spokój. Okazuje się, że rzeczy, które wydawały nam się ważne, wcale takimi nie są.


Jaką mamą była Pani dla pierwszej 3-ki, jaką dla tych "środkowych" dzieci, a jaką mamą jest Pani teraz dla najmłodszych ? Czy rodzic ewoluuje ?

 


Opowiem taką anegdotę o pięciozłotówce. Pierwsze dziecko połyka 5 zł. Rodzic leci do szpitala, panikuje, robi prześwietlenia. Wszystko jest ok. Przy drugim dziecku rodzic sadza dziecko na nocnik, a przy trzecim mówi dziecku, że  odciąga mu od kieszonkowego (śmiech).


Przy pierwszym dziecku jest totalne skupienie. 2-latek zna alfabet, czytam mu wszystkie możliwe książki, rozwój jak z podręcznika. Przy pierwszej trójce wszystko miałam idealnie "poukładane", plan dnia itp. Przy 4-tym dziecku przechodziłam kryzys. Bałam się, że sobie nie poradzę. Koleżanki miało, 1, 2 dzieci, a ja... 4. Na szczęście sama pochodzę z 4 rodzeństwa więc to mi trochę ułatwiło sprawę. Przy 5-tym dziecku kryzys minął, wtedy poczułam, że kolejne dzieci nie robią różnicy. Pozostaje tylko cieszyć się i dziękować Bogu. Myślę, że po prostu przychodzi taki moment.


Są pewne etapy - kiedyś zapomina się o sobie, makijażu, dbaniu o siebie, trzeba kupić sukienkę, która się nie gniecie bo dzieci wymagają. Ale teraz spijam śmietankę. Dzieci są już samodzielne, same się obsłużą, ja tylko zrobię obiad. Nie trzeba już kąpać, przewijać, sprzątać po dziecku, karmić, nie ma tego wysiłku fizycznego. Teraz ten czas jest łatwiejszy. 

 

Liczyła Pani kiedyś wszystkie swoje nieprzespane noce ?

 


Nie liczyłam, ale pamiętam, że przy 4-tej córce moim największym marzeniem było przespać 1 noc. To było po pierwszej trójce, gdzie pomiędzy dziećmi były bardzo niewielkie przerwy. Te noce nieprzespane były bez końca. 
Dawanie ze swojego ciała - bycie w ciążach i karmienia piersią to pewnie 1/3 życia. Pewnie nawet ok. 20 lat. 

 

Jaką mamą jest Kamila teraz, kiedy spija tę śmietankę ?

 


Teraz jest już czas na inne relacje, zwłaszcza z córkami, kiedy jest potrzeba przekazania im kobiecości, matczyności, bo same są teraz młodymi mamami. 3 córki są po ślubie. Podobnie jak  2 synów. W domu zostało obecnie 3 młodszych synów i najmłodsza, 12-letnia córka. Teraz te córki  pytają "Mamo jak sobie poradziłaś z tym czy owym", chcą korzystać z moich doświadczeń. Czasem jest też postawa "a może by inaczej". Mówią też  "Mamo, ja mam 3-cie dziecko w drodze, jak ja bym chciała się wyspać." Dobrze to rozumiem. 

Nie mogę być pełnoetatową babcią, bo mamy już 8 wnuków, troje kolejnych przyjdzie na świat niebawem. Fizycznie nie jestem w stanie nią być, więc żeby być codziennie z jednym wnukiem, to już zabraknie mi dnia. Muszę dawać siebie wszystkim po równo. Niestety, nie wygląda to w pełni tak, jak bym chciała. Ale jest dobrze.

 

Czy doświadcza Pani syndromu pustego gniazda ?

 


U nas dość długo dzieciaki nie myślały o ślubach, zakładaniu rodzin. Aż nagle tak posypały nam się śluby, że w pewnym momencie mieliśmy aż 3 wesela - co miesiąc jedno, 4-te po pół roku, i chwilę potem 5-te wesele. 

Syndromu pustego gniazda nie odczuwam. Mamy radość z bycia dużą rodzina  i dlatego chyba mamy łatwiej. Ja nie miałam z tym trudności, byłam zadowolona widząc w jakie ręce oddaję swoje dzieci. Przyszli zięciowie i synowe byli też wcześniej przez rodzinę "przetestowani". Rodzina wielodzietna daje to niesamowite doświadczenie, że dom nie jest pusty. W weekendy bywa u nas po 25 osób, praktycznie są wszyscy, dom jest zawsze pełen, nie ma opcji abyśmy byli sami.


Bardzo proszę o zdradzenie patentu na ten "test" (śmiech)...

 


Tutaj bardzo pomagają dzieci. Widzieliśmy, że jeśli te młodsze dzieci lgną do dziewczyny/chłopaka naszych starszych dzieci, to znaczyło to, że to jest dobry kierunek. A jeśli narzekały, że nie chcą rozmawiać, bawić się, to wiedzieliśmy, że jest coś nie tak. Dzieci mają niesamowity zmysł wyczuwania ludzi i sytuacji.



Jak starsze dzieci reagowały na ciążowe nowiny i narodziny młodszego rodzeństwa ?

 


Przygotowywałam na to dzieci od początku. Mówiłam, że dzidziuś jest w brzuszku, żeby dotykały, przytulały się. Oswajały się, by nie było zaskoczenia. Uważam, że to jest bardzo dobre. Dzieci były zawsze przygotowane. Pamiętam, jak któryś 2-latek siadał z książką koło tego nowonarodzonego, nie umiał czytać, ale za pomocą książki obracanej  na wszystkie strony po prostu mu "czytał". Bo mama tak robiła. Innym historia jest taka, że przebiliśmy Oliwce uszy, miała 4 lata. Została na chwilę z młodszym bratem i wtedy też próbowała mu przebić uszy igłą. Na szczęście zdążyłam wejść do pokoju. Syn do dzisiaj ma ślad ukłucia na uchu. Bardzo musimy pilnować, by kolejne dzieci nie czuły się odrzucone, przy dużej ilości dzieci jest to trudniejsze.


Zawsze mówiłam dzieciom: zobaczcie, jakie macie szczęście urodzić się w tak licznej rodzinie. Ten dzidziuś (np. ostatni) przychodzi do domu i już "na wejściu" kocha go 8-10 osób, dostaje taki "zastrzyk miłości". I jego serce też potem otwiera się na tyle miłości do rodzeństwa i rodziców. 


Jednak wszystko z umiarem. Pamiętam, jak kiedyś, gdy wychwalałam tę wielodzietną rodzinę,  córka powiedziała: "A Pan Jezus był jedynakiem i był najlepszym człowiekiem na świecie."

 


Jeden z moich niedawnych rozmówców, bardzo mądry psycholog więzi Emil Szumiło wspominał, że mama wielodzietna powinna wiedzieć, że tak naprawdę ma 10 razy po 1 dziecku...

 


Zgadzam się. Niezależnie od tego, czy to jest 7-me czy 9-te dziecko, każde jest jak pierwsze, kocha się tak samo mocno. Tego samego potrzebuje. To tak jest.

 


Czy były w Pani życiu momenty, które wyzwalały zmiany w podejściu do dzieci ?

 


Zdecydowanie tak. I one się przełożyły na zmiany w wychowaniu. Pierwsza 4-ka miała wypisane dyżury, ten sprząta, tamten pieli ogródki, było pilnowanie i tablica ogłoszeń. Przy 5-tej córce byłam kilka miesięcy w szpitalu i mąż wtedy został sam z dziećmi - to był dla nas trudny czas. Ale był to też przełom z różnych stron - dzieci zostały uwolnione od tego całego uporządkowania. A ja, radząc sobie z sytuacją,  przylgnęłam bardzo do Pana Boga. Żeby to wszystko przetrwać, czytałam Pismo Święte. Oliwka była przełomem, kiedy wyluzowaliśmy z wieloma rzeczami, przestaliśmy się spieszyć. Starsze nam dziś zarzucają, że były obciążone, a młodsze nie mają obowiązków. Młodsze mają ich mniej, a my wiemy już, że starsze były przeładowane. Teraz dajemy dzieciom większy luz. Jesteśmy sami ciekawi, co w konsekwencji z tego będzie. Która postawa okaże się bardziej korzystna.

Także samo to, że przybywało kolejnych dzieci, wiązało się ze  zmianami - dzieciom przybywało wolności, miały więcej przestrzeni.


 

Czy zgodzi się Pani ze mną, że wielodzietność chroni przed nadopiekuńczością, nadkontrolą ? Że to taki  ratunek dla nas i dzieci....

 


To jest zdrowe. Naturalne jest też, że popełniamy błędy -  jesteśmy tylko ludźmi. Musimy sobie też odpuszczać. Trzeba zobaczyć, co ma znaczenie. Dziękuję za ten czas w szpitalu, bo on mi pokazał priorytety, co należy przekazać dziecku. Nie tę obowiązkowość, ale najważniejsze, by zaufać Bogu, wiarę w  Ojca w niebie, Maryję, która chroni. To jest pierwsze i najważniejsze. To daliśmy wszystkim dzieciom, więc chyba najważniejsze zrobiliśmy.

 


Te priorytety na przestrzeni lat i doświadczeń się zmieniają. Jakie one są teraz poza wspomnianym przekazaniem wiary? Co by Pani do nich dorzuciła ?

 


Mieć czas dla dzieci, by one czuły się ważne, żebyśmy potrafili je doceniać. To miłość nami kieruje. To, by dzieci umiały zauważyć drugiego człowieka, nauka szacunku, odpowiedzialności. To wszystko wynika właśnie z miłości i samo naturalnie się układa. Miłość jest na pierwszym miejscu.

 


W jaki sposób uczyła Pani dzieci tej miłości ?

 


Starałam się pokazywać dzieciom, że to małe, które się rodzi, najwięcej od nas potrzebuje. Zapraszałam starsze do "pomocy" przy opiece. Nadrabiałam ten czas ze starszymi, które czekały na swoją kolej. Mówiłam im: poczekaj, ja dla Ciebie też znajdę czas. Starałam się tak robić, by nie mieli poczucia żalu za uwagę daną młodszemu.

Pokazywałam, że dziecko musi przejść od tej miłości egoistycznej (wymagającej opieki) do tej altruistycznej, ale najpierw musi sam dostać tę miłość, bo nie ma innej drogi. Pokazywałam im, że oni wszyscy mają w tym udział, im więcej damy małemu miłości i uwagi, tym szybciej i bardziej będę miała czas dla tych starszych. 

Dzieci chętnie się same angażowały, bardzo pomagały. Mogłam pójść do kościoła w niedzielę i zostawić 12-letniego syna z młodszym. Nie bałam się, bo wiedziałam, że on nakarmi, napoi, że inne dzieci w jego wieku raczej nie potrafią takich rzeczy. To są piękne, cenne lekcje.


Pamiętam sytuację, gdy maleńki syn bardzo zachorował. Siedziałam przy nim 2 tygodnie, bałam się go zostawić nawet na moment. Starszy syn wówczas powiedział: "Mamo, nie bój się, zaufaj mi. Idź i załatw, co masz załatwić." Dzieci nas też uczą zaufania. 

 

Co było najtrudniejsze w całym Pani doświadczeniu wielodzietności?

 


Pierwszy moment przyjęcia wiadomości o ciąży zwykle był trudem. Trzeba było zmienić plany - np. chciałam wrócić na studia, a tu ciąża. Trzeba było przyzwyczaić się do tej myśli. To jest trud. Uważam jednak, że to Boży Plan. Po Oliwce (5-tej córce) pomyślałam sobie: inni planują dzieci, my nie. To może zaplanujmy ? Staraliśmy się i nic. Strach, że nie ma dziecka, może nie możemy ? Nagle okazuje się, że mamy jechać na wakacje, plan wakacyjny zrobiony, a tu się okazuje, że jest ciąża. Nie jedziemy na wakacje, będę wówczas w 7 miesiącu. Trzeba było uznać, że nie moja wola tylko Jego wola - przyjąć ją - to jest trud.


Długo pracowałam zawodowo. Razem z mężem prowadziliśmy firmę.  To była kwestia wyjścia z domu, odskocznia od dzieci. Z każdym kolejnym dzieckiem pracowałam mniej, szłam na kilka godzin do pracy. Aż przyszedł taki czas, że musiałam wybrać: albo ja, moja praca, odpoczynek, albo rodzina. Wybrałam na szczęście rodzinę. Gdy rodził się 7-my syn, wtedy zupełnie przestałam pracować, uznałam, że tak będzie lepiej. Zwyczajnie już nie wyrabiałam.


Był to dla mnie trud, bo zrezygnowałam z pracy, a więc z tego, co mnie w pewien sposób chroniło. Byli znajomi, odskocznia, potem koleżanki zapomniały i "wypadłam z obiegu". Zmieniło się na pewno grono przyjaciół. Ale uważam, że ten trud pokazał mi, że to był właściwy kierunek. Ale to można zobaczyć dopiero z perspektywy czasu.

 

Mam takie doświadczenie, że decyduję się na jakiś trud, coś uwiera na poziomie uczuć, to potem z tego trudu są owoce. 

 


To widać każdego dnia. Widzę sama, że im większy jest trud, to potem tym większe są radość i błogosławieństwo. 
Mieliśmy trochę kłopotów z jedną z córek, rygor był zbyt duży.  Chcąc pokazać jej, że można szybko wejść w coś złego, stwierdziłam, że muszę coś zrobić, pokazać jej coś ważnego. Dla mnie to było wówczas trudne. Poszłam z nią jako wolontariuszka do Caritasu, gdzie pracowałyśmy na rzecz bezdomnych. Chciałam jej pokazać skutki złego kierunku. Pamiętam, że jej tym pomogłam. To było dla mnie trudne, bo musiałam coś zaniedbać, by poświecić się w jej sprawie, ale wiem, ile mnie samej to przestawiło w głowie, jak zmieniło spojrzenie na wiele rzeczy. Niby jej pomogłam, ale pomogłam także sobie. 

 

Intuicja matki jest niezastąpiona. Czy korzystała Pani z poradników dla rodziców, szkoleń, warsztatów etc. 

 


Mam jedną książeczkę, taką malutką - "Poradnik dla wystraszonych rodziców". Gdy wydawało mi się,  że mam jakiś problem z dzieckiem, to czytałam tę książeczkę. Było tam opisanych tak wiele trudnych przypadków i sytuacji, że po jej przeczytaniu stwierdzałam, że ja nie ma żadnego problemu z dzieckiem. 

 


Teraz po odchowaniu dzieci, współtworzy Pani Fundację Abba Pater.

 


Odkąd zrobiła mi się większa przestrzeń w życiu, to stworzyliśmy Fundację Abba Pater - Fundację Boga Ojca. Bardzo się cieszę, bo wszystkie dzieci w mniejszym lub większym stopniu są zaangażowane w jej dzieło. Widzę, ile jest w tym fajnych rzeczy, a ja nie mam aż tak dużo pracy. Jeden syn śpiewa, ktoś sprzedaje w sklepiku, każdy coś robi. Pytałam kiedyś w modlitwie Pana Boga: dlaczego nas sobie wybrałeś na te działania ? I tak mnie olśniło, że chyba dlatego,  jest nas dużo... Jest potencjał !

 


Czy po całej drodze macierzyńskiej, jaką Pani dotąd przebyła, jest coś, co dziś zrobiłaby Pani inaczej ?

 


Chyba bym nie chciała. Nawet jeśli zrobiłam coś źle, to nie byłabym teraz sobą. I nie byłabym w tym miejscu, gdzie jestem. Błędy muszą być. Staram się wyciągać z nich dobro i proszę Boga, by to dobro z nich wyciągał. Możemy na Niego liczyć. Nigdy nie będziemy doskonali więc bądźmy sobą. Jestem szczęśliwą żona, mamą, kobietą.

Dawno temu, gdy miałam chyba 5 dzieci, spotkałam pewną zakonnicę. Wróciła z jakiegoś kongresu kobiet rożnych wyznań i kultur, chyba z USA, gdzie kobiety debatowały nad tym, kiedy kobieta jest spełniona. Miałam wtedy 5 dzieci i wówczas chyba nie za bardzo ją zrozumiałam. Ale zapadły mi głęboko jej słowa, bo po latach zaczęłam się nad tym zastanawiać. Powiedziała mi, że konkluzją tego seminarium było stwierdzenie, że kobieta jest spełniona gdy wychowa 10 dzieci. Patrząc na to z perspektywy czasu, widzę, że coś w tym jest - bo to są właśnie te doświadczenia, które ustawiają priorytety, o których rozmawiałyśmy, co jest potrzebne, a co nie, nad czym się skupić, co odpuścić. Widzę, ile mamy wolności, swobody. I to, o co mnie pani przed chwilą pytała - czy coś bym zmieniła. To wolność do stwierdzenia, że nie zmieniłabym nic. 

 


Czyli doświadczenie macierzyństwa w taki właśnie sposób nas "rzeźbi" ?

 


Bóg Ojciec jest dla nas Ojcem i Matką. Jest w Nim i ojcostwo, i macierzyństwo, to nasz Nauczyciel. Jeśli On nas obdarowuje miłością, to przekazujemy tę miłość dalej, On nie ma końca. Moglibyśmy więc tę miłość rozdawać w nieskończoność. Każde kolejne dziecko wydobywa nas z egoizmu, zabiera ten egoizm, a w zamian daje miłość. Nie ma pustki. Dostajemy z Najpiękniejszego Źródła. Dzięki każdemu kolejnemu dziecku zalewa nas miłość nieskończona.



I to jest chyba sekret tego cudownego rozmnożenia miłości...

 

Bardzo serdecznie dziękuję za tę rozmowę !

 

 

Kamila Skwarek, od  31 lat żona  Krzysztofa, mama 9 dzieci: Agnieszki, Adama, Aleksandra, Ewy, Oliwii, Amadeusza, Krzysztofa , Kacpra i Kamili. Babcia 8 wnucząt: Stefana, Beniamina, Edwarda, Fryderyka, Filipa, Blanki, Eugenii, Józefa. Niecierpliwie oczekuje 3-ga kolejnych, które niebawem pojawia się na świecie. Współtworzy wraz z mężem i dziećmi Fundację Abba Pater, dąży do tego, by Bóg Ojciec był znany, kochany i czczony, by świat przyjął Boga jako Stwórcę i jako Kochającego Ojca. Fundacja pragnie także ustanowienia święta Ku Czci Boga Ojca i Stwórcy. Co roku Fundacja organizuje festiwal Boga Ojca, co miesiąc spotkania z Ojcem, a co tydzień spotkania "Dzieci Ojca". Prowadzi zespół ABBA Pater dla dorosłych i dla dzieci. Organizuje rekolekcje, wczesną Komunię Świętą oraz wiele innych inicjatyw. Fundacja posiada własne studio nagrań. Poza działalnością ewangelizacyjną i muzyczną, ważne miejsce wśród działań Fundacji zajmuje pomoc potrzebującym. Więcej na www.abbapater.pl Pisane ikon, czytanie książek oraz uprawa ogródka to ulubione formy spędzania czasu wolnego Kamili Skwarek. Lubi też lody, kwiaty, rozmowy, ale także odpoczynek w  ciszy i samotności.