Kiedy we wrześniu Magda Kleczyńska rozpoczynała pracę w firmie Ekookna w charakterze doradcy rodzinnego i specjalistki interwencji kryzysowej, nie spodziewała się, że do jej gabinetu ustawi się kolejka chętnych. Jej kalendarz pęka w szwach, podobnie jak serce - pełne miłości do ludzi i chęci niesienia im pomocy w rozwiązywaniu ich trudnych życiowych problemów. A tych - jak sama przyznaje - nie brakuje. O tym, w jaki sposób pomaga oraz o tym, kim jest pacjent, którego spotyka w swojej pracy, opowiada w wywiadzie z Iwoną Duszyńską.
Kim dokładnie jest Magda Kleczyńska ?
Jestem doradcą rodzinnym, specjalistą interwencji kryzysowej oraz pomocy psychologicznej dla par. Nie pracuję tak jak psychoterapeuta, w ramach długotrwałej pracy psychoterapeutycznej. Moja rola polega na tym, że staram się zmotywować swoich pacjentów o pracy nad sobą, pomóc im rozwiązać dany problem, z którym przychodzą. Nie zajmuję się wchodzeniem głęboko w ich dzieciństwo - tu nie ma miejsca na rozdrapywanie ran z przeszłości. Pracuję w Waszej firmie od września. Przyjmuje pacjentów w środy, a niebawem dojdą też czwartki. Osób zgłaszających się do mnie po pomoc jest całe mnóstwo.
Co mogłabyś powiedzieć o tych osobach ? Kim one są ? Krótko mówiąc: kto jest pacjentem w Ekooknach ?
To jest niesamowicie ciekawy przekrój ludzi. Sama jestem nim zaskoczona. Zgłaszają się osoby, które są już po terapiach, po pobytach w szpitalach psychiatrycznych - oni mają już pewną wiedzę i świadomość. Zaczęli pracować nad sobą i przychodzić do mnie, gdyż czują, że stanęli w miejscu. Stąd też szukają osoby, która będzie im odpowiadać charakterologicznie, emocjonalnie, osobowościowo. To grupa, która zaangażowana jest w budowanie świadomej psychiki. Takie osoby przychodzą regularnie i chcą takiej pracy polegającej na tym, że to one działają, a ja jestem takim "back-up'em", który pilotuje, doradza, potwierdza, czy ta osoba idzie w dobrą stronę. Sugeruję jakieś rozwiązania, próby, proszę o zgłębienie jakiegoś tematu, napisanie odpowiedzi na jakieś pytania. Te osoby chcą czuć, że z kimś pracują. Jestem wiec kto która jest, wysłuchuje, wspiera i motywuje je do tego, by szły dalej i nakreśla pewne rzeczy, które widzi.
Niektórzy zjawiają się jednorazowo na zasadzie: "Mam problem taki i taki, jestem w żałobie" lub "Nie chce mi się wstać z łóżka (to problemy znacznie głębsze, np. depresja). Wtedy odsyłam te osoby do innych specjalistów. Są także ludzie chcący skonsultować się w kwestii wychowania dzieci. To bardzo ciekawe przypadki, było już kilka takich osób - mają one konkretną sytuację wychowawczą i nie wiedzą, co zrobić. Przykładowo to nastolatek, który się buntuje, a jego rodzice chcą się dowiedzieć, jak z nim rozmawiać, jakie metody zastosować. Miałam też parę małżeńską - przekochanych, świetnych ludzie, którzy przyszli nauczyć się komunikacji. Nie rozumieli, dlaczego w ich świeżym, zdrowym, kochającym się małżeństwie dochodzi do eskalacji krzyku i wrogości, choć bardzo się kochają. Zrobiliśmy warsztat komunikacji, z którego byli bardzo zadowoleni. Przychodzą też małżeństwa przed rozwodem próbując rozmów, co dalej. Czy warto się rozejść, czy zostać ze sobą, czy ten związek da się uratować. W gabinecie pojawiają się także pary, w których każdym ma problem z osobna i wówczas pracujemy pojedynczo oraz w parze. Wówczas zawiązujemy kontrakt terapeutyczny.
Czy jest coś, co Cię szczególnie niepokoi ?
Istnieje bardzo liczna liczba osób, które nie mają po prostu z kim porozmawiać. W pracy nie opowiadamy każdemu o swoich rozterkach, a w domu z kolei bywa różnie... Te osoby często nie mają wsparcia w rodzinie. Niejednokrotnie słyszę od nich, że jestem pierwszą osobą, której "ja to powiedziałem", czy "Przez całe życie nie spotkałem osoby, której mógłbym na tyle zaufać, by jej to powierzyć."
Wynika z tego, że masz szczególny dar budowania zaufania i relacji terapeutycznej. I mogę Ci tego tylko pogratulować. Ale kiedy o tym mówisz, gdy głębiej się nad tym zastanowić, to myślę, że ta samotność, którą w tym widać, jest straszna...
To faktycznie jest przerażające. Bo mówią o tym osoby w wieku 23 - 65 lat. Cały przekrój ludzi. Najstraszniejsze jest właśnie to, że panuje ogromna samotność - głód, by ktoś mnie wysłuchał i szczerze był ze mną. Na co dzień pracuję w innym środowisku. W Bochni w poradni rodzinnej, spotykam się głównie z narzeczonymi, małżeństwami - osobami wierzącymi, po jakiejś formacji duchowej, które chcą iść dalej. Tutaj ludzie także przychodzą z konkretnymi problemami - na przykład dotyczącymi wychowaniem dzieci. W Ekooknach spotykam się z tą samotnością i poczuciem, że ludzie pragną wzajemnego kontaktu, chcieliby być traktowani z otwartością i szczerością. I mają opór przed tym, by otworzyć się w swoim środowisku, pokazać swoje prawdziwe oblicze - kryją się, są zdystansowani. Ale to tutaj odkryłam, że strasznie ich kocham. Nie boję się użyć tych słów - to ludzie, którym mogę i chcę powiedzieć: porozmawiajmy, jestem tu dla Ciebie. Nie ma znaczenia, czy są to osoby wierzące, ateiści, innowiercy. To dla mnie wielka motywacja, że ci ludzie chcą nad sobą pracować, jeden drugiemu mnie poleca. Staram się, by czuli, że przychodzą do kogoś, kto zwyczajnie ich lubi, nie ocenia. Jest dla nich i z serca stara się im pomóc. Każdą taką osobę staram się potem w domu przemyśleć, przemodlić. Wszystkich na bieżąco polecam Panu Bogu.
Twój gabinet to wyjątkowo bezpieczna przystań...
Ludzie, którzy przychodzą do gabinetu, mają poczucie, że nic z niego nie wypłynie, że tutaj są bezpieczni i jest to przestrzeń tylko dla nich. Ogólnie panuje bardzo duża skala nieufności. Ta samotność, o której już mówiłam, wynika z zerowego poczucia zaufania do drugiego człowieka. Ci ludzie tyle razy byli skrzywdzeni, obgadani, wyśmiani i podeptani w swoim przeżywaniu uczuć i emocji, że bardzo się boją. Dlatego tak łatwo nie zaufają człowiekowi nawet po kilku spotkaniach. Mam wrażenie, że to długi proces - każdego takiego człowieka z z osobna, to obszar do pracy nad sobą.
Wspominałaś, że gdy Twoje kompetencje się kończą, część swoich pacjentów odsyłasz do konkretnego miejsca po dalszą, bardziej długofalową pomoc...
Zwykle nie trafiają do mnie osoby z jakimiś strasznymi problemami, myślami samobójczymi, będący na granicy rozpaczy. Takie osoby to na szczęście pojedyncze przypadki. Gros osób przychodzi po konkretną poradę. To osoby zdrowe, silne psychicznie, doświadczające w danej chwili historii życia, która ich przerasta.
Mamy bardzo duży problem ze znalezieniem profesjonalistów, którzy mogliby poprowadzić terapię długoterminową. na ten moment współpracujemy z zaprzyjaźnioną przychodnią diecezjalną, gdzie pracują psychologowie. W razie czego odsyłam do nich swoich pacjentów. Nie mam możliwości, by leczyć ich w swoim gabinecie - są więc kierowani przeze mnie do psychiatry, by zalecił terapię przy szpitalu. Taka praktyka dotyczy na przykład nerwic, myśli samobójczych.
Zdarza się jedna, że komuś bardzo zależy, by dłużej korzystać z mojej pomocy. Decyduję się więc na takie osoby i na bieżąco rozmawiamy. Są to często bardzo trudne, głębokie problemy, wieloletnie. Ja w takim przypadku towarzyszę takiej osobie, wspieram ją, jestem przyjacielem. Omawiamy pewne kwestie, do których ona sama dochodzi. Nie rozgrzebujemy ran.
Czy te osoby, które faktycznie potrzebują bardziej zaawansowanej pomocy, docierają potem do tych specjalistów ?
Z tych osób, które miałam u siebie od września, wszystkie dotarły. Widać, że ludzie naprawdę chcą korzystać z profesjonalnej pomocy.
Wygląda na to, że to głęboko zakorzenione myślenie, że z pomocy psychologa korzystają "nienormalni" zaczyna się zmieniać. Jak oceniasz postawę ludzi wobec korzystania z psychoterapii, pomocy psychologicznej ?
Myślę, że nastąpiła bardzo duża zmiana. Przychodzi do mnie bardzo dużo osób zdrowych, które potrzebują porady i pomocy w danej sytuacji życiowej. Co ciekawe, ludzie są teraz bardziej wyczuleni na prywatność, pytają wprost o to, "Czy to nie wypłynie". Ja nie jestem częścią lokalnego środowiska, na co dzień mieszkam pod Krakowem. To zwiększa zaufanie i wiele zmienia. Nie mam komputerowej bazy danych, a swoje papiery wożę w segregatorze, nikt nic nie wykradnie. Etyka zawodowa nie pozwala mi na to, by cokolwiek wyszło poza drzwi gabinetu ale ludzie jednak miewają obawy.
Coraz więcej ludzi przestaje utożsamiać się już z tym sądem, że do psychologa chodzą "chorzy psychicznie", czy "nienormalni". Ta świadomość bardzo się zmienia. Przychodzą do mnie ludzie poukładani, odkrywają siebie. Nawet człowiek, który nie miał jakiegoś strasznie trudnego życia, ma w sobie mechanizmy, schematy związane z tym, do jakiej chodził szkoły, jak funkcjonował na studiach, jak był traktowany przez rówieśników, jakie ma w sobie ograniczenia. To praca edukacyjna na każdym etapie życia. Mamy różne wyzwania. Dla młodzieży to wybór szkoły, studiów, zastanawianie się nad tym, co chce w robić w swoim życiu. Później dojdą dylematy miłosne, wybór współmałżonka, kolejny etap to dramaty rodzicielskie itd. Na różnych etapach życia człowiek musi radzić sobie z tymi wyzwaniami. I fajnie, gdy na jego drodze jest ktoś, kto mu pomoże, poprowadzi, coś podpowie. W moim gabinecie nikogo nie oceniam - nie jestem od tego, by powiedzieć komuś "Coś ty najlepszego narobił". Na przestrzeni 12 lat swojej pracy nasłuchałam się mnóstwa historii. Przyjmuję różnych ludzi i nic mnie już nie zaskoczy. Każdy człowiek jest wartościowy i zależy mi na tym, by każdy z nich o tym wiedział. Mój gabinet to bezpieczna przestrzeń do rozwoju. Nie wszyscy chcą terapii i wchodzenia głęboko w swoje zranienia z przeszłości. Dla wielu jest to zbyt trudne. Chcą jednak pracować na bieżąco na tych problemach, któreś się tu i teraz pojawiają w ich życiu. Te osoby chcą czerpać ze swoich doświadczeń, wyciągać wnioski, a przez to rozwijać się.
Przyznasz jednak, że istnieje pewna grupa problemów, których nie da się rozwiązać bez głębszej, czasami nawet kilkuletniej psychoterapii, wejścia w zranienia z dzieciństwa...
Tak, pewne rzeczy się powtarzają, zazębiają. I oczywiście, istnieją tzw. schematy. Jeśli więc pojawia się u mnie taki człowiek, który mi mówi: "Ja chcę tylko z tobą, bo ty mi odpowiadasz", to próbujemy. Robię wówczas, co mogę, by mu towarzyszyć. Mówię mu wprost, że jeśli chce, to może iść do psychoterapeuty na długoletnią terapię, a my możemy zacząć, spróbujemy zastanowić się, czy jest to konieczne, czy to jest jego droga. Potem mogę pokierować taką osobę do psychoterapeuty lub psychologa. O ile ten człowiek ma w sobie tę gotowość, by iść.
Jakie jest miejsce Pana Boga w Twojej pracy ?
Sensem tego wszystkiego jest to, by człowiek znalazł w sobie siłę do zmian i by otworzył się na to, że istnieje Bóg, Siła Wyższa - różnie pojmowana przez ludzi. Dla mnie osobiście jest to Jezus Chrystus. Nie ukrywam tego, że jestem osobą wierzącą, pytam też o wiarę swoich pacjentów. Jeśli ktoś jest ateista, to nie wspominam już więcej o Bogu, bo nie będziemy wchodzić w obszary duchowych głębokich przeżyć tego człowieka. Ale jeśli ktoś jest wierzący, to pracujemy integralnie - to praca nad psychiką i duchem tej osoby, nad wybaczeniem, wdzięcznością, nad wpuszczeniem Pana Boga do jego życia. Chodzi o to, by on dopuścił Boga do zmian. Na zasadzie: "Jestem gotowy, bezsilny. Panie Boże, tyle to trwa, pomóż mi." Ale nie w taki sposób, że Ty, Boże coś zrobisz, ale pomożesz mi w tym moim wysiłku. Współpracujmy. Ja będę starał się dać z siebie wszystko.
Tutaj należy zadać sobie pytanie o cel terapii, korzystania z pomocy psychologa czy doradcy. Celem jest to, by zacząć żyć w prawdzie. By nikogo nie udawać, ściągnąć maski, które zakładamy w stosunku do siebie samych i innych. By żyć w poczuciu szczerości, życzliwości, wartości prawdy. Umieć stawiać granice, nauczyć się rozmawiać z ludźmi - to daje szczęście. Jeśli myśli w mojej głowie pokrywają się z tym, co mówię, robię, jak się zachowuję - to daje mi szczęście i satysfakcję. Realizuję swoje życie dobrze, mam w sercu pokój. To jest cel. Terapia/pomoc psychologiczna nie poda tego nikomu na talerzu - to ciągła praca i starania. Ja daję narzędzia - to, jak ten człowiek je wykorzysta - to jego indywidualna praca.
Czy spotkałaś takie osoby, które przyszły do Ciebie pełne niepewności, z licznymi barierami ?
Bardzo często spotykam takie osoby. Te bariery są następujące: "Czy pani mnie nie oceni ?", "Czy nie wyjdę na wariata ?", "Czy się w pewnym momencie nie okaże, że jestem psychicznie chory ?", "Czy tak naprawdę znajdę tu jakąś pomoc, czy to tylko strata czasu ?", "Czy to mi jest na pewno potrzebne ?" Te bariery mają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Przychodzą do mnie bardzo otwarci mężczyźni i otwarte kobiety, podobnie pozamykanych znajdą wśród jednych i drugich.
Jeśli jednak trafiają do Ciebie, to jest to sygnał, że delikatnie uchylają drzwi i zaglądają do środka. Może jednak nie są aż tak bardzo zablokowani ?
Niektóre osoby "wyczuwają" mnie przez telefon, gdy dzwonią. Rzeczywiście, mają uchylone te drzwi, ale dzwonią się podpytać. Bo ktoś coś mówił, bo była informacja w newsletterze, bo pani pomaga. Co by pani doradziła w takiej sytuacji ? Czy Pani będzie umiała mnie mnie zrozumieć ? Pytania dotyczące sytuacji rodzinnej tych osób, mają na celu zbudowanie ich wewnętrznego przekonania, że jednak warto przyjść, że może warto by było zacząć coś robić z danym problemem.
Co myślisz o tym, by taka pomoc odbywała się w miejscu pracy pacjentów ?
Pierwszy raz pracuję w taki sposób. Dotąd pracowałam w poradni, byłam dostępna dla ludzi z danego obszaru. Myślę, że to jest świetny pomysł i jeśli zbuduje się przestrzeń zaufania, to jest to nieprawdopodobna pomoc dla tych pracowników. Bo praca przestaje im się kojarzyć z miejscem ciągłego wyzysku, gniecenia, wykorzystania. Pracodawca pokazuje także jego stosunek do pracowniku. To tak, jak by powiedział: "Jestem wam wdzięczny za to, co robicie. Chcę wam pomóc, chcę, byście w tym miejscu czuli się dobrze." Czasem przychodzą do mnie ludzie z konfliktami, które dzieją się w pracy. Te trudności też próbujemy rozwiązać. Myślę, że jest to taki przekaz do pracowników" "Jesteś ważny", "Jesteś cenny", "Jesteś kimś, kto nie służy tylko do zarabiania pieniędzy ale jesteś przede wszystkim człowiekiem". Tu w Ekooknach mamy do czynienia z "małym miastem", wiele osób zupełnie się nie zna. Ludzie przychodzą, wychodzą, często nie wiedzą, kto gdzie. Nie wiem, jak by to wyglądało w mniejszych firmach, gdzie wszyscy się znają, ale tutaj ma to sens i rację bytu.
Czy zaobserwowałaś w swojej praktyce wpływ pandemii na zdrowie psychiczne Twoich pacjentów ? Mam na myśli zdalną naukę, prace online, kwarantanny, poczucie zagrożenia w związku ze stanem gospodarki etc.
Zauważyłam bardzo dużą eskalację pewnych problemów np. ogromne nasilenie problemów z korzystaniem z Internetu, uzależnienie od niego dorosłych i dzieci. Pojawił się problem ze strachem, lękiem i irracjonalnym podejściem do codzienności. Coraz bardziej powszechne stały się wycofanie, brak poczucia sensu - przekonanie, że pandemia i tak wszystko zniszczyła, zaraz będzie kolejny wirus, który wszystko zniszczy więc po co się starać. To się wiążę z depresjami, epizodami depresyjnymi, nerwicowymi.
Przeraża mnie ogromna ilość zdrad, która się pojawiła. Mam poczucie, że ludzie siedząc w Internecie przed ekranem więcej kombinują, więcej klikają. Jeśli ktoś coś pisze, to jest bardziej odważny niż w realu. Jest więcej okazji, by wchodzić na strony pornograficzne, panuje pewne rozluźnienie. To się przekłada w efekcie na poszukiwanie takich doznań w realu.
Ludzie pomimo tego, że są razem w domu, dostrzegają to, że mają słabą więź - to ich deprymuje, dołuje, zamyka. Myśleliśmy, że nasze małżeństwo jest ok., ale jak zamknęli nas na pół roku, to wcale nie było już tak ok. Ma to swoje dobre strony, bo ludzie wtedy szukają pomocy i pracują nad tym. Ale jeśli są to ludzie, którzy sobie odpuszczają, to idzie to w bardzo niekorzystnym kierunku...
Bardzo serdecznie dziękuję Ci za tę rozmowę.
Magdalena Kleczyńska - specjalista interwencji kryzysowej, doradca rodzinny i psychologiczny z 12-letnim doświadczeniem pracy. Na co dzień związana z Katolicką Poradnią Rodzinną w Bochni. Od 19 lat działa w Ruchu Czystych Serc, gdzie prowadzi regularne wykłady i konferencje na temat budowania więzi. Autorka książki „Obdarowani sobą. Sztuka budowania więzi”. Prywatnie od 12 lat żona Darka, mama 3 dzieci: 10-letniej Emilki, 6-letniego Stasia i 4-letniej Karolinki. W wolnych chwilach uczy się, studiuje, czyta i rozmawia z przyjaciółmi. Lubi długie spacery po lesie, medytację i kontakt z naturą, ćwiczenia fizyczne, a zwłaszcza bieganie. Interesuje się szczególnie budowaniem i wzmacnianiem więzi w małżeństwach. Nie może żyć bez kontaktu z Jezusem, ukochaną rodziną, no i bez kawy J
Kontakt do Magdy:
Tel. 793-062-007