Kosmiczna rewolucja cz. 2
Agnieszka Pleti. Żona Janka. Mama 15-letniej Rozalki, 12-letniego Franka, 9-letniej Marysi, 6-letniego Stasia, 3-letniego Ignasia oraz maluszka, który w najbliższym czasie pojawi się na świecie. Redaktor naczelna magazynu "KREDA". Wraz z siostrą Anną Marszałek wspólnie prowadzą podcast www.wiecejnizedukacja.pl, w którym zbierają doświadczenia innych rodzin oraz dzielą się swoim doświadczeniem. Współprowadząca wraz z mężem, Jankiem wspólnotę Baranków, przygotowującą dzieci do wczesnej Pierwszej Komunii. Absolwentka Wydziału Astrofizyki, która w 1-wszej części wywiadu opowiada, dlaczego zamieniła obserwatorium gwiazd w Namibii na obserwatorium "gwiazd" stąpających małymi nóżkami mocno po ziemi w ich wspólnym gospodarstwie z końmi, kozami i owcą na emeryturze. W 2-giej, z którą możecie zapoznać się poniżej, relacjonuje, w jaki sposób towarzyszy swoim dzieciom w poznawaniu świata w ramach praktykowanej przez całą rodzinę edukacji domowej.
Jak Twoje dzieci odnajdują się w Edukacji Domowej ?
Widzę, że nasza najstarsza córka ma dużo przestrzeni by rozwijać swoje talenty, choć ma ochotę iść do liceum, spróbować szkoły. Niestety, czasy pandemii są niesprzyjające. Nie wiem, czy to się wydarzy. Ale jestem otwarta na taką opcję jeśli świat wróci do normalności. Jednocześnie wiem, że wówczas straci bardzo dużo czasu, który teraz może wykorzystać na rozwijanie swoich pasji artystycznych. Może nie do końca jest tego świadoma ale może potrzebuje takiego doświadczenia, że ten czas jej się skurczy.
Franek to jest człowiek lasu i przestrzeni, potrzebuje mieć dużo wolności, przebywania na łonie natury. Myślę, że w szkole czułby się mocno przebodźcowany, wydaje mi się, że nawet jak by przetestował szkołę to by szybko wrócił do ED. Tym bardziej, że on potrafi bardzo dokładnie nauczyć się różnych rzeczy i szybko stać się specjalistą. Ma okresy fascynacji, to jest dla mnie niesamowite. Gdy był mały i uczył się czytać, to siedział z książeczkami i czytał jedną książkę za drugą. Nawet 10 dziennie. W bardzo wolnym tempie, czytał na głos, był zafascynowany czynnością czytania, w kółko czytał. Któregoś razu weszłam do niego i spytam: Franio, a o czym czytałeś ? A on na to: "Nie wiem." (śmiech). Nieważne, co czytał - czynność czytania była fascynująca. Jak już wytrenował samą czynność czytania, to zaczął rozumieć tekst. Wcześnie i w dużych ilościach zaczął czytać grube książki. Jest takim typem, że jak go coś zafascynuje, to jest w stanie skupiać się nad tym przez kilka dni, tygodni. Potrafi bardzo głęboko w coś wchodzić, póki nie zakończy tego procesu poznawania, nie zaspokoi swojej ciekawości. Żadne inne z moich dzieci nie ma czegoś takiego, że przeżywa takie fascynacje jednym tematem. Potem przychodzi znudzenie i pojawia się nowa fascynacja.
Z młodszymi dziećmi jest inaczej. Dla mnie okres do 10 roku życia jest najcudowniejszy dla edukacji domowej, bo to czas gdy dzieci mają jeszcze dużo wolności. Marysia ma 9 lat i ugotowała dziś spaghetti. Źle się czułam i zapytałam, czy by nie zrobiła obiadu. Wszyscy zjedli i bardzo im smakowało. To jest właśnie fantastyczne, że jest ta przestrzeń i dziecko może się nauczyć właśnie gotowania spaghetti. Dzięki temu, że dzieci jest więcej, jest wolność. Gdybym z wszystkim nadążała, wyrabiała się, wszystko byłoby zrobione, to ona nie miałaby tej przestrzeni.
To jest to, że jak masz więcej dzieci, to nie ogarniesz rzeczywistości w 100%. Sytuacja wymusza więc na dzieciach aktywność.
Zdecydowanie. To chroni dzieci przed naszą nadopiekuńczością i daje im przestrzeń do rozwoju.
Jak to wygląda u Was organizacyjnie: sadzasz dzieciaki przy stole i zaczynacie edukacje domową ?
Kiedyś mieliśmy osobny pokój do nauki, siadaliśmy razem i się uczyliśmy. Teraz starsze dzieci potrzebują się odizolować od młodszych, bycia w swojej przestrzeni. Jeśli potrzebują mojej pomocy, to im pomagam, głównie w przedmiotach ścisłych, innych potrafią się już skutecznie nauczyć. Teraz jest to u nas bardzo płynne, nie mamy stałego grafiku, choć kiedyś mieliśmy. Teraz mamy duży rozstrzał wiekowy. W 8 klasie jest dużo egzaminów - Rozalka uczy się więc już sporo samodzielnie, przedmioty humanistyczne nie sprawiają jej problemu, wszystko znajdzie sama, czasem coś jej tłumaczę. Moje dzieci mają poczucie że uczą się same. Staram się ich uczyć samodzielności.
Z Franiem część przedmiotów realizujemy razem, uczę go robienia notatek, tego, jak z nich korzystać, na co zwracać uwagę w podręczniku, oddzielania informacji istotnych od nieistotnych.
Zauważyłam, że te przedmioty, których dzieci potrafią uczyć się same, umieją lepiej. Lepiej je zdają niż te, w których ja im pomagam. To jest bardzo efektywna nauka. Tam, gdzie im pomagam, to te treści przyswajają trudniej.
Z młodszymi uczymy się na przykład matematyki. Trochę zwracamy uwagę na kaligrafię żeby opanowywać pisanie. Cieszy mnie, gdy czytają książki. To nie jest tak, że maluchy codziennie po kilka godzin się uczą. Jak nie chcą przez tydzień zrobić nic z podstawy programowej, to odpuszczam. Biorą jakieś gry, biegają po ogrodzie, czytają. Doświadczają kontaktu ze zwierzętami w ogrodzie, uczestniczą w obrządku, karmieniu, ich rozmnażaniu. Mamy konie, kozy, kury, owcę na emeryturze, króliki. Były też kaczki. Franio potrafi przy zwierzakach zrobić wszystko i jak trzeba tatę zastąpić, to to robi.
Masz jakiś patent na motywację ?
To jest różnie, to zależy od dziecka. U niektórych wystarczy powiedzieć: pamiętaj, by to zrobić, a ono to robi. Inne dziecko - od razu kontra, nie ma ochoty. Sprawdza się wypisanie. Jak są zadania wypisane na kartce, to "kartka każe".
Czy są jakieś minusy Edukacji Domowej ?
Na pewno takie, że nie ma się ciszy dla siebie. Jak zostajesz w pustym domu, to ten dom jest bardziej wyprzątany. W ED w domu jest ciągły chaos, co chwilę ktoś co rozłoży, zostają jakieś części. Łatwiej o to, by doprowadzić dom do nieładu. To może być męczące. Nie ma się czasu dla siebie. Edukacja domowa daje jednak tak duże możliwości rozwoju i wolności dla nas, że pewnie gdyby dzieciaki poszły do szkoły, to poczułabym się szybko sfrustrowana. Miałabym ciszę i porządek ale pewnie musiałabym się denerwować innymi rzeczami. Natomiast faktycznie idealną sytuacją byłoby mieć dziadków, którzy raz w tygodniu zabraliby nam dzieci. Marzenie...
A co z egzaminami, pilnowaniem by zrealizowana została podstawa programowa ?
Dla wielu pewnie jest to stresujące, dla mnie akurat nie tak bardzo. Mam duży dystans do podstawy, co nie oznacza, że nie zależy mi, by dzieci były wykształcone. Zależy mi na tym. Ja sama "przejechałam się" w szkole na egzaminach, które się rozwiązywało według klucza i mam duży dystans do podstawy programowej, egzaminów. Nasze dzieci mocno uczestniczą w naszym życiu wiejskim, zawodowym i myślę, że dużo się z niego uczą. Taka ciekawostka: ostatnio Marysia miała urodziny, a Rozalka postanowiła je zorganizować. Starsza ciągle słyszy że "KREDA" obejmuje patronatem medialnym jakieś wydarzenie, więc wystąpiła z propozycję, czy nie obejmiemy patronatem finansowym urodzin Marysi (śmiech). W zamian zaproponowała nam umieszczenie informacji o tym fakcie na zaproszeniach wraz z naszymi nazwiskami (śmiech). Dzieci akurat w tych rozmowach o patronatach "KREDY" nie biorą udziału ale siłą rzeczy słyszą, o czym rozmawiamy i poznają te mechanizmy. Jestem przekonana, że dzięki temu bardzo wiele się uczą.
Zawsze odrobinę stresuję się tymi egzaminami: jak dzieci wypadną, czy sobie poradzą. A odkąd promuję magazyn o edukacji, to trochę bardziej. Na szczęście z biegiem lat coraz mniejszy jest ten stres. Staram się mieć do tego dystans.
Innym minusem jest gigantyczne zużycie w domu wszystkiego – woda, papiery toaletowe, jedzenie, gaz, pralka - to zużycie nie ma końca. Moje dzieci czasem 3 razy dziennie się przebierają, bo są całe wytarzane w błocie w ogrodzie. To są koszty edukacji domowej.
Co byś powiedziała tym, którzy się wahają, zastanawiają nad edukacją domową ?
Edukacja Domowa jest to przede wszystkim styl życia. To nie jest fakt przeniesienia dzieci do domu ze szkoły. To nie jest tak, że posadzimy je przy stole i będziemy odrabiać lekcje. Jeśli ktoś tak to sobie wyobraża, to może się szybko wypalić. Może go przerażać wizja, że musi wszystkie przedmioty wyłożyć swojemu dziecku. ED to zmiana myślenia i stylu życia. I dopuszczenie w swojej głowie, że edukacja może wyglądać całkiem inaczej. Szukanie drogi, jak najlepiej może wyglądać edukacja dla konkretnego dziecka jest najbardziej fascynującym procesem w tym wszystkim i może się okazać, że dzieci czytając książki o matematyce, historii (nie podręczniki), są w stanie cały świat przerobić w książkach i to jest ich droga. My mnóstwo czasu spędzamy w ogrodzie, mamy zwierzęta, warzywnik, lubimy działanie. Moje dzieci się realizują artystycznie - plastycznie i muzycznie i u nas dużo czasu przeznaczamy właśnie na to. Jednocześnie mam poczucie, że dzieci mają dużo wiedzy i są mądre ale ta wiedza jest głęboko w nich, nie zapomną jej. Myślę, że ED to pewien sposób na życie, który dana rodzina musi sobie wypracować i go odnaleźć. Jeśli rodzina jest otwarta na poszukanie tej głębszej wizji życia, w ramach pewnego procesu, który trwa (bo to nie przychodzi od razu), to można się zainspirować naszym magazynem, podcastami... Jednego jestem jednak pewna: ED nadaje się dla każdego dziecka. Ale nie dla każdego rodzica....
Dziękuję Ci bardzo za tę rozmowę. Życzę Ci dobrego życia i dobrej edukacji, a właściwie ich kontynuacji. I oczywiście szczęśliwego
rozwiązania !
Tak. "Zepnijmy" tę rozmową taką klamrą dobrej edukacji i dobrego życia.