Jak sama dziś mówi - wystarczyłaby życzliwa obecność choć jednej wspierającej osoby, a jej dziecko by żyło. By znalazł się KTOKOLWIEK. O tym, jak bardzo decyzja o dramatycznym przerwaniu życia maleńkiej istoty wpłynęła na jej dalsze życie, o braku ludzkiej miłości i Potędze Miłości Boga opowiada 71-letnia Pani Jolanta Sławińska z Koszalina, która mimo osobistej tragedii aktywnie wspomaga kobiety rozważające aborcję oraz te, które jej dokonały w ramach Wspólnoty Winnica Racheli.
Który to był tydzień, Pani Jolu ?
To był 12-sty tydzień. Wtedy nie orientowałam się zupełnie, że było to już spore dziecko. To były czasy, kiedy nie było USG, by móc zobaczyć dziecko i usłyszeć bicie serca. Byłam zupełnie "zielona" w tej materii, to były inne czasy. Aborcja była dozwolona prawnie, więc człowiek nie dociekał, nie pytał.
Nie było nikogo, kto by Panią wsparł ?
Nie miałam wsparcia męża, ani mamy (tata zmarł, gdy miałam 11 lat). Ważne jest wsparcie, by w takiej chwili był KTOKOLWIEK.
Co było momentem, bodźcem, który spowodował, że Pani wróciła do tego trudnego przeżycia sprzed lat?
To było na rekolekcjach Ruchu Światło - Życie - od aktu aborcji upłynęło wtedy 25 lat. Wtedy się nawróciłam, trafiłam do Odnowy W Duchu Świętym. Podczas prowadzonej Drogi Krzyżowej przypadła mi 8-ma stacja Drogi Krzyżowej, gdzie Pan Jezus mówi: "Nie płaczcie nade mną, tylko nad sobą i swoimi dziećmi". To był początek.
Gdy powstała u nas w Koszalinie, Szkoła Nowej Ewangelizacji, poczułam, że chcę o tym mówić ale zaczęłam głosić swoje świadectwo już wcześniej, na rekolekcjach. Po śmierci mamy znalazłam się na rozdrożu - przeszłam na emeryturę, pytałam Boga, jak dalej żyć. Trafiłam do Szczecina, do Szkoły Wiary i Ewangelizacji prowadzonej przez zakonnice i tam też miałam możliwość mówić o Bożym Miłosierdziu, o tym, że Bóg przebacza i chce przez nas działać. Wtedy jeszcze ta łaska przebaczenia sobie samej u mnie nie działała. Zawiodłam się na jednym z kapłanów, straciłam zaufanie. Może gdyby nie ta sytuacja zawodu, to może moja droga duchowa nie zostałaby przerwana i już wówczas byłabym zdolna do tego, by sobie przebaczyć. Ostatecznie przebaczenie sobie nastąpiło po 40 latach.
Czy teraz ma już Pani ten spokój wewnętrzny ? I czy to przebaczenie jest w jakiś sposób trudne, trzeba o nie walczyć ?
U mnie to się po prostu dokonało. Doświadczyłam ogromnej miłości Boga. Wcześniej ciężko chorowałam na trzustkę i jedna z kobiet na rekolekcjach spytała: czy Ty w i e r z y s z, że Pan Jezus może Cię uzdrowić? Spytała, bo sam Pan Jezus ją do mnie skierował. Pół roku później na rekolekcjach Nowe Życie doświadczyłam tak wielkiej miłości Boga, że ewangeliczna kobieta pochylona, którą tyle lat byłam, wyprostowana, mogła odważnie patrzyć ludziom w oczy. Najpierw przebaczyłam sobie, potem trafiłam do Ziemi Świętej, czego zupełnie nie planowałam. Tam poznałam małżeństwo, których zięć, przez lata, miał problemy z trzustką. Usłyszałam od nich, że on też miał nierozpoznany - podobnie jak ja - problem trzustki i okazało się ostatecznie, że to celiaklia. W tym momencie zrozumiałam, że to jest także moje rozpoznanie. Moja siostrzyczka jako niemowlę zmarła na nierozpoznaną, chorobę trawienną, także mama i siostra mamy na raka i choroby trzustki i nie mogło być przypadkiem, że ja 4-ta w prostej linii kobiecej, jestem chora na coś innego. To wynikało z niestosowania diety bezglutenowej. Ja, dzięki temu spotkaniu i uzyskanej wiedzy po 3 miesiącach miałam o połowę lepsze wyniki, a po 6 miesiącach prawidłowe. To był cud. Dzięki Niemu żyję. To było potwierdzenie mojego duchowego uzdrowienia. Teraz miałam pewność, spłynęła na mnie łaska. Czuję się niesiona na rękach przez dobrego Boga.
Kobiety, które dokonały aborcji mówią o takim momencie, kiedy dociera do nich realnie fakt, że jest ona nieodwracalna. Pani w swoim świadectwie wspomina o momencie, gdy to do Pani dotarło. Kiedy do tego doszło ?
Długo - przez 25 lat nie chciałam o tym myśleć, odsuwałam ten fakt w podświadomość. Czułam się zdruzgotana, izolowałam się od ludzi, czułam się bezwartościowa, pomimo tego, że prowadziłam firmę i byłam aktywna. Bóg mi dawał wszystko to, czego pragnęłam, by pokazać mi, że mnie kocha. I być może Bóg dopuścił to zło mojej aborcji, bym mogła głosić świadectwo o Jego Miłosierdziu. Oczywiście to nie była Jego wina, bo decyzja o aborcji była moja.
Na czym polegała blokada Pani rozwoju życiowego po aborcji ? Jak funkcjonowała Pani w swoim życiu, w różnych jego obszarach ?
Odsunęłam się od ludzi. W sensie materialnym miałam wszystko i czułam się wyróżniona przez los. To był powód mojej pychy. Dawało mi to złudne poczucie bezpieczeństwa, miałam pieniądze. Do chwili obecnej mam problemy z budowaniem relacji. Całe życie pod względem relacji mam przegrane. Historia rodzinna dostarcza mi pewnych przesłanek, by twierdzić, że byłam niechcianym przez moją mamę dzieckiem, już na etapie ciąży doświadczyłam odrzucenia. Całe życie czułam się gorsza. Te rany cały czas muszę leczyć.
Miałam też blokadę duchową. Brałam udział w dużej liczbie rekolekcji, w dzieleniu się Słowem i formacji w Odnowie i nic... Kumulacja wiedzy i zero postępu duchowego. Wiedziałam jednak, w głębi serca, że przyjdzie taki moment, że ten bolesny wrzód zostanie przecięty, bo Bóg mnie kocha.
Nie miałam szczęścia w małżeństwie, nie udały mi się też relacje z synami. Prowadząc handel, a nie było wtedy hurtowni i po towar trzeba było jeździć, zaniedbałam wychowanie moich dzieci.
Posługuje Pani w Winnicy Racheli (to wspólnota skupiająca osoby bezpośrednio i pośrednio związane z dokonaną aborcją). Co może Pani powiedzieć o tym doświadczeniu ?
Dzięki Łasce Bożej rozmawiałam z wieloma kobietami. Trafiają one do mnie różnymi drogami.
Jakimi argumentami posługuje się Pani rozmawiając z nimi, by odwieść je, od ich aborcyjnych planów ?
Używam wszystkich możliwych argumentów poczynając od tego, że dziecko można zostawić w szpitalu, że są Okna Życia, domy samotnej matki - zależnie od sytuacji danej kobiety. Mówię o tym, że to jest tak wielka strata, że kobieta nie zazna spokoju. Czasem kobiety przeżywają swoją aborcję do śmierci, chciałyby to odwrócić ale jest to już przecież nie do odwrócenia. Bywa, że zmagają się z silą depresją, prześladują je myśli samobójcze. Bóg mi podsuwa rożne argumenty. Także ten oparty na moim własnym doświadczeniu - nie można donosić kolejnych ciąż. Ja sama utraciłam 1 dziecko w wyniku aborcji, córeczkę Marysię w wyniku poronienia, mój synek Maciuś umarł 5 dni po przedwczesnym porodzie, ważył 1490g. Zostaje wielki żal, że moje dziecko nie może żyć i chwalić Boga. Żal, że nie żyją dzieci innych kobiet.
Swojemu abortowanemu dziecku nadała Pani imię Weronika. Skąd wiedziała Pani, że to dziewczynka ?
Podczas rekolekcji ksiądz zapytał mnie, czy nadałam dziecku imię. Nazwałam je Weroniką. To wypłynęło prosto z serca. Ja to po prostu wiedziałam.
Dziękuję za tę przejmującą rozmowę.
Rozmawiała: Iwona Duszyńska
Zapraszamy do obejrzenia niezwykle poruszającego świadectwa Pani Jolanty Sławińskiej, z którego dowiecie się wielu innych, ważnych szczegółów składających się na jej osobistą historię:
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym serwisie, dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies. Polityka prywatności