O co chodzi Panu Jezusowi?
Nawrócenie w Chrześcijaństwie to - innymi słowy - powrót do Boga. Jest ono jego istotą, gdyż tylko w rezultacie Łaski Bożej człowiek ma szansę doświadczenia życia w pełnym zjednoczeniu z Nim. ,,Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!" (Mk 1, 15) - czytamy w Piśmie Świętym. Tym samym Pan Jezus zaprasza, a wręcz namawia, człowieka do tego, by ten zwrócił się ku Niemu i nie tylko w Niego uwierzył, ale we wszystko, co objawił w Ewangelii.
Pojęciem niemal tożsamym z pojęciem nawrócenia jest metanoja, (gr. „μετάνοια”), którą tłumaczy się jako zmianę umysłu, myślenia, przemyślenie czegoś, która oznacza też skruchę, pokutę. Dla Chrześcijanina oznacza, tym samym, przede wszystkim odnowę duchową, która w praktyce wiąże się z jego wejściem na nową drogę spotkania z Panem Bogiem. Chrystus dąży do tego, by usunąć wszystkie przeszkody, jakie oddzielają Go od ludzi. Decyzja jednak, jak zawsze w takich sytuacjach, podyktowana jest wolną wolą konkretnego człowieka. A więc to, na ile odpowie on na Chrystusowe wezwanie: „Zapewniam was: Jeśli się nie zmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3) - będzie już skutkiem jego decyzji.
Poruszenie, dotyk Boga, czy grom z jasnego nieba ?
Nauka Kościoła Katolickiego rozróżnia dwa rodzaje nawrócenia. Pierwszy, to wydarzenie, które dokonuje się w konkretnym miejscu i czasie. Pierwszym takim wydarzeniem jest Chrzest Święty, kiedy człowiek wyrzekając się grzechu i szatana otrzymuje odpuszczenie grzechów i dar nowego życia oraz dołącza do wspólnoty wierzących w Chrystusa. Drugi to proces, w ramach którego człowiek nawraca się przez całe życie. Ten rodzaj nawrócenia oznacza nieustanną walkę o czystość swojej duszy, o swoje zbawienie. W jego centrum stoi walka z grzechem; Spowiedź, Pokuta, podnoszenie się z upadku, którym towarzyszy obecność Pana Boga w Ewangelii oraz niezłomna wiara w Królestwo Boże.
Tymczasem, nauka Kościoła sobie, a życie sobie... Bóg prowadzi do siebie człowieka różnymi ścieżkami, a diabeł jest niezwykle przebiegły. Niekiedy potrzeba czasu i cierpliwości, by dany człowiek wszedł na drogę nawrócenia. Niezależnie od sytuacji, zawsze pozostaje ono doświadczeniem duchowym, które może zarówno odbywać się w sposób niezauważalny, na dnie ludzkiego serca, jak i w ramach nagłego, niespodziewanego zdarzenia, które może zawrócić życie człowieka bez Boga na kompletnie inne tory...
Doskonale wiedział o tym Święty Paweł. Usłyszawszy głos Pana Jezusa upadając u bram Damaszku, utracił nie tylko wzrok i swoją własna moc. Uzyskał przynależność do wspólnoty Chrześcijan i pomoc Najwyższego, by mógł bezwzględnie wypełniać Jego wolę, co też począł czynić. Grom z jasnego nieba, jaki był udziałem Pawła to strategia, z której Pan Bóg korzysta także dziś...
Rozum i wiara
Prof. Anthony Flew, najsłynniejszy filozof ateistyczny świata ostatnich 100 lat, większość swojej pracy naukowej spędził na tworzeniu współczesnej doktryny ateizmu. Mówiąc dosadniej - dominującą część swojego życia spędził na tym, by udowodnić światu, że Bóg nie istnieje. Pomogły mu w tym liczne wykłady, wystąpienia na całym świecie oraz 30 książek, jakie opublikował na ten temat.
Podczas jednej z wielu, kolejnej debaty naukowej - tym razem w Nowym Jorku, w 2004 roku, Flew niespodziewanie stał się Chrześcijaninem. Po dyskusji, w której uczestniczyli tacy naukowcy jak Gerald Schroeder - twórca nauki wiary i autor książki "The science of God" oraz filozof ze Szkocji John Hyden, Flew oznajmił: ,,Wierzę teraz, że Wszechświat powołała do istnienia Nieskończona Inteligencja. Wierzę, że życie ma swój początek w Boskim źródle." Do zmiany punktu widzenia tego zatwardziałego - zdawać by się mogło - ateisty, przyczyniły się najnowsze badania nad istnieniem życia. Poznając prawdę o możliwościach ludzkiego DNA, o tym, że koduje ono tysiące informacji nie będących ani materią, ani energią, uznał, że musi stać za tym siła wyższa, a on sam nie ma tym samym żadnych logicznych podstaw, by zaprzeczyć istnieniu Boga. Profesor poszedł dalej w swoich przemyśleniach i uznał, że w świetle dostępnych badań i wiedzy naukowej, twierdzenie, iż istnienie świata jest dziełem przypadku, jest niedorzecznością.
Anthony Flew opisał swoją drogę do nawrócenia w książce pt.: ,,Bóg istnieje". Czytamy w niej m.in.: ,,Moja droga do Boga jest pielgrzymką rozumu. Szedłem za myślą, dokądkolwiek mnie prowadziła. A przywiodła mnie do przyjęcia samoistnego, niezmiennego, niematerialnego, wszechmocnego i wszechwiedzącego bytu." Droga nawrócenia największego ateisty wszechczasów, będąca zaskoczeniem dla jednych i szokiem dla innych, mogła być jedynie pomysłem samego Boga... Matka Boża Fatimska mówiła o tym, że największym zagrożeniem dla ludzkości jest ateizm. Na szczęście Pan Bóg cieszy się z każdego nawróconego grzesznika. Przypuszczamy, że nawrócenie prof. Anthony'ego Flew, do którego doszło 6 lat przed jego śmiercią, w 2010 roku, jest szczególnym powodem Jego radości. Każdy bowiem, kto szczerze szuka prawdy, nawet jeśli po drodze ,,zaliczy" ateizm, w końcu ją odnajdzie...
Cudowna podróż przez mękę
Choć Pan Jezus zjednywał sobie uczniów głosząc, niekiedy korzystał (i korzysta) ze swojej mocy czynienia cudów. Liczne uzdrowienia fizyczne, wypędzanie złych duchów, przywracanie wzroku, słuchu, czy wskrzeszenia umarłych, miały służyć temu, by doświadczający cudu ujrzał Pana Jezusa jako Tego, za którym warto pójść i poświęcić Mu życie. By finalnie móc zacząć patrzeć oczyma wiary, najpierw potrzebna była tragedia, choroba i ludzka niemoc. To droga, której doświadcza współcześnie wielu ludzi uwikłanych w pseudowartości, brak miłości, uzależnienia, czy rozpad rodziny... Poniżej prezentujemy historię 24-letniego Emila:
Od najmłodszych lat wychowałem się w skromnych warunkach, w domu było biednie. Ja sam nie miałem czym się wyróżnić. Moi rodzice kłócili się ze sobą, dochodziło do przepychanek. Ja oraz moja siostra i brat bardzo się tego baliśmy, nie rozumieliśmy, co się dzieje. Mama mówiła nam, że ojciec jest zły, ojciec z kolei, że to mama jest zła. Któregoś dnia Mama kazała nam spakować rzeczy taty. Rodzice się rozwiedli. Ojciec znalazł sobie nową kobietę. Wstydziłem się przed kolegami, że moi rodzice nie są razem. Mama musiała odtąd zajmować się nami samodzielnie i pracować. Było jej bardzo ciężko.
Nigdy nie wierzyłem w Boga, do kościoła chodziłem czasem, na prośbę mamy. Do Komunii przystąpiłem kompletnie nie rozumiejąc, o co w niej chodzi, a przy okazji Bierzmowania pożegnałem się z Kościołem...
Kiedy miałem 12 lat, w moim życiu pojawiła się pornografia, masturbacja, potem w szkole średniej doszły też imprezy, alkohol i przemoc. Wkręciłem się w marihuanę. Na paleniu jej z kumplami spędzałem każdą wolną chwilę. Była dla mnie ucieczką od trudnej sytuacji materialnej w domu, w tamtym czasie. To był sens mojego życia. W II. klasie technikum doszły twarde narkotyki - amfetamina, piguły, dopalacze. Wszystkie weekendy spędzaliśmy w ten sposób. Wszystkie związki, jakie miałem, opierały się tylko na cielesnej przyjemności. Nie szukałem na stałe dziewczyny, wiedziałem, że prędzej czy później się to skończy. Szkołę skończyłem po linii najmniejszego oporu, tak, aby zdać. Po jej zakończeniu zająłem się handlem narkotykami. Dzięki temu miałem narkotyki zawsze przy sobie, i pieniądze, które dały mi poczucie pewności siebie. Czułem, że o to w życiu chodzi. W końcu wyjechałem do Holandii, gdzie też ćpałem, jarałem. W końcu zacząłem zauważać u siebie skutki zażywania narkotyków - brak koncentracji, koordynacji, stany lękowe, niechęć do ludzi, do życia. Czułem się jak zero. Zacząłem zastanawiać się, dokąd to prowadzi. Miałem imprezy i pieniądze, ale czułem się nadal pusty. Po powrocie do Polski postanowiłem skończyć z używkami, zapragnąłem zmienić swoje życie. Zacząłem trenować sporty walki. Miałem też lepszy kontakt z rodzeństwem. To siostra i brat zaczęli mi opowiadać o jakiejś wspólnocie, o Bogu. W końcu zgodziłem się pójść na spotkanie...
Dziwnie się tam czułem. Ludzie tam skakali, cieszyli się - myślałem, że to jakaś zbiorowa hipnoza. Było to dla mnie bardzo podejrzane. W tym czasie poznałem też wiele świadectw ludzi, którym Jezus zmienił życie. Wtedy zapaliła mi się lampka, że może Bóg jednak jest? Któregoś dnia, wspólnota poprowadziła mnie w modlitwie oddania życia Jezusowi. Ogarnęła mnie radość i pokój, których w żaden sposób nie umiałem wyjaśnić. Po tej modlitwie poczułem takie poruszenie, że muszę iść do Spowiedzi. Od 8 lat nie spowiadałem się szczerze, walczyłem z tym przez 2 tygodnie. W końcu się przełamałem. To był najpiękniejszy moment mojego życia. Poczułem się wtedy naprawdę wolny. Usiadłem i śmiałem się sam do siebie.
Kiedy obudziłem się nazajutrz, poczułem, że w ogóle nie mam ochoty oglądać pornografii, a po kilku dniach zauważyłem, że jestem całkowicie wolny od swoich nałogów. Coś, co próbowałem zmienić nieudolnie samemu, Bóg zabrał w jednej chwili. Od pół roku od nawrócenia nie sięgam po narkotyki, przestały bawić mnie imprezy, jestem nowym człowiekiem. Po 4 latach od przerwania nauki, zacząłem studia, na których idzie mi bardzo dobrze. Chcę, by Bóg towarzyszył mi w każdym aspekcie życia. Wierzę, że Bóg może każdego w taki sposób przemienić, dać mu nowe życie. Wystarczy tylko Go o to poprosić. Chcę, by wszyscy dowiedzieli się, jak wielką ma On moc, jak wielką miłością nas obdarza...
Bóg i (nie)chętni
Najbardziej korzystną pracą, jaką człowiek może wykonać nad własnym nawróceniem jest wsłuchiwanie się w poruszenia własnego serca. Jednak topienie się obecnego w nim lodu może nastąpić wyłącznie w wyniku działania samego Boga, któremu pozwolimy w nim działać za pomocą Jego łaski. Otwarcie się na Jego miłosierdzie, dopuszczenie Jego scenariusza na nasze życie, pozwolenie sobie na Jego nieskończoną miłość - to początek nawrócenia. Człowiek sam nic bowiem nie zdziała bez Jego pomocy.
Tymczasem coraz częściej ludzie, coraz liczniej - zamiast Boga - poszukują wszelkiego rodzaju duchowych uniesień, uzdrowienia, emocji. Choć stoi za tym oczywista potrzeba doświadczenia duchowego, nie zawsze jest ona tożsama z nawróceniem i uczynieniem Jezusa Panem swojego życia. Pan Jezus nie obiecuje nikomu uzdrowienia, daje jednak obietnicę wsparcia i towarzyszenia w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Dla kogoś, kto naprawdę powierzył swoje życie Jezusowi to zasadnicza różnica...