Czy da się pogodzić bycie mamą i pracę zawodową ? Z pewnością. Czy da się pogodzić bycie wielodzietną mamą i pracę zawodową ? To już "wyższa szkoła jazdy" ale okazuje się, że także na to są sposoby. Ale jak pogodzić bycie mamą czworga dzieci w edukacji domowej i pracę w wymagającej lecz arcyciekawej branży nieruchomości ?
Katarzyna Motylewska-Walter, żona i mama czwórki dzieci w rozmowie z Iwoną Duszyńską wspomina o ukończonych w Niemczech studiach, firmie nieruchomościowej, którą prowadzi i o tym, dlaczego nie warto prosić Boga, by spełniał marzenia o pracy w korporacji. Mówi też o wielodzietności z wyboru i rodzinie, która nie jest planem B tylko najlepszą inwestycją jej życia. Widać, że nie bardzo pasuje do stereotypów.... Zapraszamy do pierwszej z cyklu rozmów, w których wielodzietne mamy opowiadają o mariażach swojego macierzyństwa z pracą zawodową.
Kasiu, Twoja sposób na łączenie macierzyństwa z pracą zawodową w nieruchomościach nie był od razu oczywisty i nie zrodził się z dnia na dzień...
Gdy dawno temu rozpoczynałam Europeistykę w Poznaniu, myślałam sobie, że to będzie wielkie "wow" skoro trzeba było zdać pięć egzaminów wstępnych, aby się tam dostać. Lektoraty z trzech jezyków też robiły wrażenie. Rzeczywistość studencka jednak szybko zweryfikowała moje wyobrażenia. Wyjechałam więc na stypendium Erasmus do Niemiec, gdzie zostałam kilka lat do ukończenia studiów.
Wówczas nie miałam pojęcia o nieruchomościach poza tym, że wynajmowałam pokój w akademiku (śmiech). Moje ówczesne stypendium wynosiło 160 euro z czego 159,50 euro płaciłam za pokój. By móc się utrzymać musiałam praktycznie od razu po przyjeździe do Niemiec podjąć pracę. I tu dochodzimy do sprawy najbardziej zasadniczej: miałam bardzo niewiele czasu i bardzo dużo do zrobienia. Latem uczyłam się do egzaminów na polskiej uczelni, ponieważ ciągnęłam również polskie studia i także na siebie zarabiałam. I znowu wracamy do kwestii czasu. Planując rodzinę, trzeba sobie zadać to fundamentalne pytanie o czas. Każdy z nas ma go tyle samo - pytanie: ile chcemy w nim zmieścić ?
A model rodziny, jaki miałaś w głowie ?
Wychowałam się w licznej rodzinie, mam 5 rodzeństwa. Moja siostra, która jest ode mnie 1,5 roku młodsza zawsze była moją najlepszą przyjaciółką. Jestem bardzo "klanowa" i nie interesował mnie model 2+1. Miałam to doświadczenie, jak fajne mogą być relacje z rodzicami, relacje wśród rodzeństwa i bardzo chciałam też mieć gromadę fajnych, „moich” ludzi dookoła siebie.
Nie od razu miałaś jednak pomysł na firmę. Poza tym, że wiedziałaś, że chcesz mieć dużą rodzinę, jak widziałaś siebie w kontekście zawodowym na początku małżeństwa ?
Marzyłam o pracy w korporacji i zaczęłam to marzenie spełniać. Po burzliwym 1,5 roku kariery w na szpilkach i siedzeniu w biurze do północy, wiedziałam, że czasami nie warto prosić Boga o spełnianie swoich marzeń (śmiech).
Po zakończeniu etapu studiów i doktoratu w Niemczech spędziliśmy z mężem pół roku z plecakami w Ameryce Południowej na detoksie od cywilizacji (śmiech). Chcieliśmy wrócić w swoje strony, do Poznania, ale rynek pracy był tu niełaskawy więc wylądowaliśmy w Warszawie. Tam miała miejsce moja przygoda w korporacji, po której uświadomiłam sobie, że tu medalu nie dostanę i trzeba zająć się czymś sensownym. Okazało się wtedy, że jestem w ciąży. Kupiliśmy wówczas swoje pierwsze małe mieszkanie, które wykańczałam, częściowo sama a częściowo zlecałam wykonawcom. Były to rzeczy, których nie robiłam przez długi czas ale... szybko odświeżyłam sobie umiejętności z czasów kiedy jako dzieciak spędzałam wolny czas majsterkując w warsztacie taty. No i się zaczęło. Byłam w ciąży ale czy to przeszkadza trzymać wiertarkę w ręce ? Znowu: miałam mało czasu, bo chciałam mieć wszystko gotowe przez urodzeniem dziecka a remont ma swój rytm. Musiałam tak zorganizować i zsynchronizować kolejne roboty, żeby szły znacznie szybciej niż zwykle. I się udało.
Branża nieruchomości to chyba jednak większe wyzwania niż tylko remonty... To wymaga specjalistycznej wiedzy. Przy małych dzieciach może być to problematyczne...
Zaczęliśmy z mężem szukać wiedzy. Na początku były to „amerykańskie poradniki” Roberta Kiyosakiego ale było w nich ziarno prawdy - czyli pojęcie dochodu pasywnego. Najprościej mówiąc to pieniądze z czegoś, co nie wymaga twojego codziennego, osobistego zaangażowania. Zaczęłam się temu baczniej przyglądać. Mając dużą rodzinę na horyzoncie chciałam mieć stały dochód na podstawowe potrzeby i pracować osobiście na „górkę”.
No i weszliśmy w temat inwestowania w nieruchomości. U mnie ułożyło się to w następująco: najpierw byłam w ciąży, potem remontowałam swoje pierwsze mieszkanie, a na końcu doszło dokształcanie się w zakresie nieruchomości, co zrobiłam będąc już mamą kolejnych dzieci.
Zaczęliśmy robić pierwsze inwestycje - kupowaliśmy mieszkania na wynajem. Obecnie temat jest oczywisty i „oklepany” ale wówczas około roku 2010 w kręgu naszych znajomych i rodziny było to absolutne novum. Cały rozwój zawodowy w temacie nieruchomości odbył się już wtedy, gdy byłam mamą. Nie było to łatwe, nie ma co czarować, powiedziałabym nawet, że było ekstremalnie trudne.
Pierwsze mieszkanie kupiliście z kredytu. Czy nie było strachu ?
Tak, był strach, ale inwestor strach musi przekuć na Excela (śmiech). Strach jest niekonstruktywny. Zamiast się bać, trzeba policzyć, ile może kosztować mnie gdyby ziścił się pesymistyczny scenariusz. Na początku kupowaliśmy duże mieszkania na wynajem po 120 m2, najmniejsze miało 85 m2. To były fajne, wygodne mieszkania a my wtedy wciąż mieszkaliśmy w pięć osób na 39 metrach (śmiech). Wiadomo, że ryzyko jest i nie wyeliminuje się go całkowicie, ale dobra kalkulacja może je ograniczyć. Trzeba mieć wszystko tak policzone, że nawet gdyby stopy procentowe wzrosły niebotycznie, a wszystkie negatywne scenariusze się ziściły, żeby nie trzeba było dokładać do interesu. To wymaga wiele pracy - tej żmudnej analitycznej pracy i brania oferty jednej ze stu, a nie jednej z dziesięciu. Ale odrobiliśmy zadanie domowe i nasza kalkulacja wytrzymała nawet pandemię i spowodowany przez nią odpływ najemców. W tej chwili zarządzamy zarówno swoimi mieszkaniami, jak i obsługujemy nieruchomości innych inwestorów.
Jak wyglądało Twoje dokształcanie się przy małych dzieciach ?
Zaczęło się od jednego kursu. Udało się dzięki mojej mamie, której jestem szalenie wdzięczna, ponieważ dowoziła mi niespełna roczną Gabrysię na karmienie. Bez pomocy z zewnątrz nie byłoby szans.
Jak to wszystko ogarnąć ?
Czas jest jeden, a każda z nas wie, że dzieci i dom zajmują 150% czasu, który jest (śmiech). Jeśli chcemy robić coś jeszcze, to trzeba zabrać część tego czasu. Dla mnie najtrudniejszą rzeczą było poustawianie sobie priorytetów w głowie – że rodzina jest moim najważniejszym polem działania, a cała reszta musi się zmieścić w tym co zostanie. Potem stopniowo doszłam do tego ile czasu mogę poświęcić na te pozadomowe tematy, żeby nie odbiło się to na rodzinie. To jest clue sprawy. Każdy musi sobie odpowiedzieć sam, ile jego rodzina potrzebuje czasu żeby dobrze funkcjonować przy danej liczbie osób i modelu działania. A modele są bardzo różne.
Mi osobiście zawsze bardzo zależało na tym aby nasze dzieci wychowywać osobiście, aby ich nie "rozdawać" po instytucjach. Nie jest tajemnicą, że okres do 3-go roku życia psychologia rozwojowa określa jako złoty okres wychowania, do 6-go jako srebrny. To, co "włożymy" w tym czasie w dziecko, pozostanie w nim na najgłębszym poziomie jego emocji i wrażliwości. Dlatego zdecydowaliśmy, że nie poślemy dzieci ani do żłobka, ani do przedszkola. Na szkołę jesteśmy otwarci, byle była dobra, podzielała nasze wartości i nie próbowała stawać pomiędzy nami (rodzicami) a dzieckiem.
Z Twojej perspektywy, co jest bardziej korzystne dla pogodzenia macierzyństwa z pracą zawodową: etat czy firma ?
Dla mnie byłoby bardzo trudno, a może nawet niemożliwe pracować na etacie. Gdy któreś dziecko jest chore, czy coś złego emocjonalnie się z nim dzieje i ja muszę zareagować jako mama, to zostawię pracę. Mając własną działalność mogę w takie sytuacji zrezygnować z jakiegoś klienta czy spotkania, by móc zająć się dzieckiem. Pracując na etacie i będąc bardzo lojalną osobą, miałabym duży dylemat. Będąc samodzielna, mogę zadecydować, że zarobię w danym miesiącu mniej ale wykroję czas na potrzeby rodziny. To daje mi swobodę, której w tej chwili bardzo potrzebuję. Z drugiej strony małe dzieci w domu są tylko przez kilka, może kilkanaście lat, jeśli jest ich więcej. Starsze nie potrzebują już tak intensywnej, nieustannej opieki i liczę, że będę mogła w bardziej przewidywalny sposób dysponować swoim czasem (śmiech).
Z tego względu też zdecydowałam się zawiesić drugą z moich działalności – firmę szkoleniową. Choć dawała bardzo dużo satysfakcji i bardzo dobrze prosperowała wymagała mojego osobistego zaangażowania w określonych, sztywnych godzinach. Była ona absolutnie niemożliwa do pogodzenia z intensywną, osobistą opieką nad moją drużyną (śmiech). Postawiliśmy wówczas na nieruchomości, ponieważ dawały perspektywę większej elastyczności.
Masz jeszcze jakieś "patenty", które ułatwiają godzenie roli mamy i właścicielki firmy ?
Zdecydowanie pomogła mi optymalizacja wszystkich procesów. Począwszy od spraw trywialnych typu porządek w biurze czy na komputerze, żeby niczego nie szukać. Każde sięgnięcie po coś w kilka miejsc niepotrzebnie konsumuje mój czas. Dobrze przygotowane instrukcje bardzo redukują ilość pytań ze strony najemców. Także optymalizacja przestrzeni domowej. Przykładowo w pralni suszarka i pralka stoją obok siebie. Przekładam pranie z jednej maszyny do drugiej by nie trzeba było wieszać. Ubrania wyciągam suche i z grubsza odprasowane. Pralnię mam na tym samym poziomie co pokoje, by nie trzeba było biegać z praniem z góry na dół żeby je włożyć do szafy. A więc optymalizacja wszystkich procesów i przestrzeni - wszystko musi być pod ręką.
Do tego automatyzowanie wszystkiego, co się da. Niech to, co jest możliwe, robi się samo. Płatności mogą robić się automatycznie. Wystawianie dokumentów księgowych czy rozliczanie wpłat może ogarnąć system do zarządzania. Korespondencja z kontrahentami dzięki gotowym wzorom odpowiedzi też może być w dużej mierze zautomatyzowana. Z rzeczy przyziemnych a bardzo czasochłonnych to gotowanie w dużej mierze też można zautomatyzować dzięki sprzętom kuchennym typu szybkowar. Cudowne to urządzenie zastawiam rano i on zaczyna gotować na godzinę przed naszym powrotem, tak że wchodząc do domu czeka na mnie świeżo zrobione, gorące jedzenie. Po prostu bajka (śmiech).
Od jakiegoś czasu robisz też home staging... (to przygotowanie nieruchomości do sprzedaży lub wynajmu przez odpowiednie zaaranżowanie wnętrza - przyp. red.)...
Tak. Nie jest tajemnicą, że najbardziej czasochłonny element naszej pracy to prezentacje nieruchomości. Aż się prosił, aby go też zoptymalizować (śmiech).
Nazwa jest trochę szumna, ale generalnie chodzi o to aby dać "duszę" wnętrzom, tak aby były piękne i swojskie. Dzięki temu dobrze się prezentują na zdjęciach i wyróżniają wśród innych ofert. Zależy nam na tym aby klient po wejściu do mieszkania czuł się jak u siebie i chciał je wziąć i abyśmy tylko ewentualnie rozmawiali o cenie czy terminie. Dzięki temu pokazujemy mieszkanie dwóm czy trzem zainteresowanym a nie trzydziestu. Z jednej strony mam ogromną satysfakcję gdy widzę jak gołe ściany stają się domem, a z drugiej to naprawdę bardzo skraca czas sprzedaży czy wynajmu nieruchomości. A jak już wspomniałam, czas jest dla mnie bezcennym dobrem luksusowym i żadne pieniądze nie są w stanie go zastąpić...
Dziękuję Ci serdecznie za tę inspirującą rozmowę i życzę Ci kolejnych sukcesów !
Katarzyna Motylewska - Walter – szczęśliwa żona swego męża i mama 9-letniej Gabrysi, 6-letniej Jadzi, 5-letniego Antka i 2-letniej Marysi. Pochodzi z wielodzietnej rodziny. Studiowała europeistykę w Poznaniu, a także psychologię pracy i organizacji, politologię oraz kulturoznawstwo w Niemczech. Wraz z mężem prowadzi firmę zajmującą się zarządzaniem nieruchomościami oraz homestageingiem. Pasjonatka podróży z plecakiem oraz psich zaprzęgów.