Wesprzyj fundację
0
0

Bo JESTEM dla ciebie

Bo JESTEM dla ciebie

Bo JESTEM dla ciebie

- Będzie miał na imię Antoś – Magda od kilku tygodni jest w ciąży i roznosi ją energia. - To na pewno będzie chłopiec, jestem tego pewna! Po doskonale zaplanowanej karierze, urządzeniu nowego mieszkania, przyszedł wreszcie czas na dziecko. Jedno, gdyż – jak zapewnia Wojtek – lepiej postawić na jakość, a nie ilość. W dzielnicy dla wybranych przez lepszy los, ciężką pracę i determinację, znajduje się przedszkole językowe, a niedaleko mieści się też stadnina koni. - Przedszkole dla Antosia już wybraliśmy, jest doskonałe. W Internecie ma mnóstwo dobrych opinii, praktycznie po jego skończeniu dziecko mówi biegle po angielsku. No, ale na razie musimy zrobić badania prenatalne, na wypadek gdyby coś miało być nie tak…

 

Być może Antoś wcale nie jest Antosiem, lecz Antoniną. Być może, biorąc pod uwagę dość późny wiek rodziców, Antoś wcale nie będzie zdrowy, pełnosprawny i z trudem opanuje pisanie w ojczystym języku (oby nie). Może jednak urodzi się zdrowy, śliczny, będzie spełniał oczekiwania swoich rodziców i opanuje angielski z chwilą opuszczenia przedszkola. Tylko czy rodzice zagwarantują mu na 100%, że na zawsze pozostanie obdarowany zdrowiem i sprawnością, a zdobyte intelektualne umiejętności nie przepadną wraz z ich ewentualną utratą? A przede wszystkim, czy będzie miał szansę na bycie sobą ?

 

 

Nie(do)kochanie

 

Za nielicznymi wyjątkami, nie ma chyba rodziców, którzy nie deklarowaliby, że kochają swoje dzieci. Czy jednak deklaracja „kocham swoje dziecko” oznacza jednocześnie, iż ono samo czuje się kochane ? Z tej - pełnej dobrej woli - miłości i troski o swojego potomka, rodzice tworzą listę oczekiwań i planów, które dla dziecka mogą okazać się nie do udźwignięcia.

 

- Nie dałam rady – pisze 16-letnia Edyta. - Siedziałam nad książkami dzień i noc. Mama wymarzyła sobie, że pójdę na medycynę. Twierdziła, że się nadaję, że będę super lekarzem. Pracowała na korepetycje dla mnie, brała dodatkowe zlecenia. Czułam, że nie mogę jej zawieść. Dlatego zrezygnowałam z tańca. Tańczyłam od dziecka. Taniec to moja miłość. Ale w końcu w VII klasie zabrakło mi na niego czasu bo doszły mi korepetycje. Od kliku tygodni ledwo wstaję z łóżka, nie mam siły dojechać do szkoły. Mam coraz więcej nieobecności. Na zajęciach z korepetytorem udaję, że rozumiem materiał ale nic mi nie wchodzi do głowy. Mama na razie nic o tym nie wie ale boję się, że wychowawczyni powie jej o moich nieobecnościach. Nie wiem, co robić. Może powinnam sięgnąć po jakieś narkotyki, które mi dodają energii, nie wiem… Boje się, co będzie dalej...

 

 

Miłość bezwarunkowa

 

Specjaliści zajmujący się rozwojem dzieci zgodnie twierdzą, iż dzieci wychowuje się nie dla siebie, lecz dla świata. Źródłem takiego rozumienia roli rodzica jest miłość bezwarunkowa. Jak pisał Thomas Gordon, jeden z najwybitniejszych psychologów dziecięcych, autor bestsellerowych poradników dla rodziców: „Jest to jeden z owych prostych, ale cudownie pięknych paradoksów życia: kiedy człowiek czuje, że ten drugi akceptuje go rzeczywiście takim jakim jest, staje się niezależny i od tej chwili może zacząć się zastanawiać nad tym, jak chciałby się zmienić, jak mógłby stać się inny i zrealizować więcej z tego, do czego jest zdolny”. Ta bezwarunkowa akceptacja dziecka przez rodzica staje się zatem swoistą „trampoliną” do skoku w niezależność i dorosłość. Trudno jednak wykonać ów skok bez wiedzy o tym, kim się jest, czego się pragnie, bez rozpoznania własnych możliwości i ograniczeń. Bez puli popełnionych błędów. W natłoku rodzicielskich oczekiwań, energii wykorzystywanej na dopasowywanie się do ich wizji i braku wolnego czasu, dziecko nie ma możliwości, by zdobyć tę bezcenną dla siebie życiową wiedzę… A chciałoby po prostu móc BYĆ. Tym, kim jest.

 

Być dla niej, być dla niego

 

Córeczka Teresy, Amelka ma 3 latka. Radośnie obejmuje swoją mamę, a gdy przestaje, wraca do zabawy. Amelka urodziła się z zespołem Downa.

- Kocham ją bardzo. Nie wyobrażam sobie, by miało jej nie być – zapewnia Teresa. - Ale cały czas uczę się akceptacji tej sytuacji, niepełnosprawności Amelki. To nie jest tak, że zrobisz „pstryk” i ta akceptacja się pojawia bo ty tak chcesz. To proces. Czuję, że jestem właśnie w takim procesie. Część oczekiwań musiałam „pochować”, opłakać. Każdego dnia uczę godzić się z tymi rzeczami, których nie zmienię. To trudne. Ale miłość Amelki jest tak krystaliczna, szczera i wielka, że jestem pewna, że przeprowadzę w swoim sercu ten proces do końca.

 

Małgosia pochowała nie tylko oczekiwania. Bo Krzysiu żył jedyne 18 godzin. Pochowała więc Krzysia. Z sercem pękającym na pół, z mężem i starszymi dziećmi.

- W hospicjum perinatalnym pod kuratelą specjalistów przygotowywaliśmy się na ten moment – wspomina. - Ale chyba tak do końca nigdy nie jest się gotowym na takie doświadczenie. Uczymy się żyć z tym bólem. Ale dla nas kluczowe było, by przyjąć go takim, jakim był. Na taki okres życia i bycia z nami, jaki Pan Bóg mu zaplanował. To my mieliśmy być dla niego, choćby na te kilkanaście godzin, a nie on dla nas. By go utulić, godnie pożegnać w otoczeniu najbliższych. Miał do tego pełne prawo. Bardzo chcieliśmy mu to dać.

 

Relacja

 

Dziecko przychodzi na świat całkowicie bezbronne, z naturalnym pragnieniem bliskości, całkowicie zależne od matki i jej otoczenia. Swoimi maleńkimi rączkami, słodkim zapachem niemowlęcia, uśmiechem „ściąga” na siebie zachwyt i opiekę, bez której nie przeżyłoby samo. Świat, a zwłaszcza matka w swojej biologicznie zaprogramowanej odpowiedzi, tym samym buduje z nim więź. Ta naturalna, oczywista relacja powinna stanowić fundament zdrowego i szczęśliwego życia. By spełniła swą rolę, musi być nacechowana pełną, całkowitą i bezwarunkową akceptacją dla faktu istnienia dziecka oraz jego potrzeb. To całkowite, bezgraniczne przyjęcie go takim, jakim jest.

 

Założenie że wystarczy być, współodczuwać i podążać za jego potrzebami może jednak wydawać się trudne w zderzeniu z wyobrażeniami o dziecku i przy podwyższaniu mu poprzeczki - zwłaszcza wtedy, gdy dziecko dorasta, a w życiu pojawiają się nowe wyzwania. Jakkolwiek mogą się one wiązać z frustracją (i tak zazwyczaj jest), to warto pamiętać, że sukcesy i porażki nie są na zawsze. Relacja oparta na bezwarunkowej miłości z kolei to coś trwałego, będącego ponad wszelkie nieoczekiwane scenariusze i życiowe pułapki. To bezpieczna przystań, do której każde dziecko, (a także dorosły) powinno mieć prawo zawinąć w każdym momencie swojego życia.

 

Akceptacja to nie przyzwolenie

 

Karolina rozdziela swoich dwóch synów – 3 i 5-latka, którzy właśnie toczą „bój” w piaskownicy o niebieskie wiaderko. - Już czasem nie mam na nich siły – wyznaje.

 

Trudne emocje, takie jak złość czy smutek, niepożądane zachowania, które są nieodłączną częścią rodzicielskiej codzienności, to swoisty „papierek lakmusowy” do zmierzenia poziomu akceptacji dzieci przez rodziców. Jakże łatwo budować więź z dzieckiem, z którym łatwo się dogadać, w porównaniu do dwóch bojowo nastawionych przedszkolaków tej samej płci w podobnym wieku. Jeśli założymy, że nie istnieją „złe” ani „dobre” emocje, ale emocje jako takie, i są one ważną informacją rozwojową, komunikatem płynącym od dziecka do rodzica, to łatwiej będzie zrobić z tego faktu „więziowy” użytek. Jeśli zobaczymy w danym zachowaniu konkretną trudność, niezaspokojoną dziecięcą potrzebę (nie zachciankę), wówczas łatwiej będzie nam spojrzeć na całą sytuację jak na szansę wspólnego poszukiwania nowych rozwiązań i realną pomoc w przeżywaniu przez dziecko trudnych emocji. Dzięki temu będziemy mieć wspaniałą okazję do budowania bezwarunkowej akceptacji i miłości do dziecka poprzez okazanie mu jej właśnie na drodze uważnej, empatycznej obecności. To także danie dziecku możliwości zmiany jego zachowania, towarzyszenie mu w poniesieniu niekiedy niemiłych konsekwencji jego działań. Bezwarunkowa akceptacja dla dziecka nie jest na szczęście tożsama z akceptacją następstw jego negatywnych zachowań. Ważne jest bowiem, by umieć zbudować bezpieczną relację, w której dla obu stron rodzic-dziecko znajdzie się przestrzeń nie tylko na dobre emocje i miłe przeżycia, ale też na trudne momenty, które nigdy nie pozbawią dziecka bezwarunkowej miłości mamy i taty.


Fundament

 

- Bardzo chciałem założyć rodzinę, no i mam syna i córkę – pisze Filip. - Mają dziś 7 i 15 lat. Ale łapię się na tym, że chyba nie umiem okazać im uczuć. Nie to, że ich nie kocham, bo bardzo ich kocham ale chyba mam z tym problem. Chciałem, żeby moje dzieci dostały to, czego ja sam nie dostałem. Mój ojciec wiecznie mnie krytykował, czego bym nie zrobił, to zawsze było źle. Czułem się z tym strasznie, do dziś nie umiem mu tego wybaczyć. Nie okazywał mi żadnych dobrych uczuć. Chciałbym to zmienić, ale nie wiem za bardzo jak…

 

Ciepła, pełna miłości więź z rodzicem, dom, w którym akceptuje się dziecko za to, że JEST, a nie za to, JAKIE jest, to fundament, na którym ono samo będzie w stanie wznieść swój własny stabilny i podobnie kochający dom. Dom, który tworzyć będą ludzie wychodzący naprzeciw wzajemnym potrzebom  i trudnym emocjom. Kochający się wzajemnie, budowniczy rodzinnych więzi. Tacy, którzy otrzymali miłość rodzicielską i dlatego mogą przekazywać ją dalej. Nie można bowiem – tak jak Filip - dać komuś czegoś, czego samemu się nie dostało. W tym wypadku tak podstawowej i niezbędnej do życia jak tlen miłości...